Pijawki dały jej dziecko. Hirudoterapia

Ta historia to dowód na to że wszystko może się zdarzyć. Trzeba tylko mocno wierzyć. O resztę zatroszczy się natura.

Monika i Marcin Kowalikowie z Poznania marzyli, żeby mieć dużą rodzinę. Od razu po ślubie zaczęli starania o potomka. Wszystko wydawało się im sprzyjać. Marcin założył nieźle prosperującą firmę, Monika mu pomagała. Wzięli kredyt na mieszkanie, kupili meble, samochód…

Tylko jedno marzenie
– Za nami był rok usilnych starań. Bocian ciągle nas omijał. Zniecierpliwiona wybrałam się do lekarza. Usłyszałam, że powinnam uzbroić się w cierpliwość, bo z medycznego punktu widzenia nie ma przeszkód, abyśmy mieli dziecko – wspomina Monika.
Więc się uzbroiła. Miesiące
jednak mijały… Po trzech bezowocnych latach poważnie zaniepokojone małżeństwo zdecydowało się na kolejne badanie, tym razem specjalistyczne. Jego wynik nie był już tak budujący. – Okazało się, że mam torbiele na jajnikach oraz zaburzenia hormonalne – mówi Monika. – Skierowano mnie na operację, potem miałam przejść wspomaganie hormonalne ułatwiające zajście w ciążę. Zaczęłam już myśleć, że macierzyństwo w moim przypadku to coś odległego, a nawet mało prawdopodobnego. Powoli nadzieja mnie opuszczała.
Pomiędzy nią a Marcinem przestało się układać. Coraz częściej się kłócili. W ich sypialni zapanował dziwny chłód, ostygła temperatura uczuć, a każda kolejna miesiączka wywoływała łzy i rozczarowanie. Mimo pesymistycznych myśli i zwątpienia Monika do końca się nie poddawała. Przecież została jej jeszcze medycyna niekonwencjonalna. Zaczęła kombinować.

Ostatnia deska ratunku
– Popytałam wśród znajomych o dobrą bioterapeutkę – wspomina. – Polecono mi Małgorzatę Fałowską z Poznania. Chciałam, żeby pomogła mi się wyciszyć, zrelaksować, pozwoliła mi się doładować energetycznie. Miałam problemy ze spaniem, stałam się nerwowa, kłótliwa. Marcin miał trochę racji, gdy mówił, że w niektórych momentach zamieniałam się w jędzę.
Już pierwsza wizyta u bioterapeutki mocno zaskoczyła Monikę. Kobieta zdiagnozowała ją przy pomocy wahadełka. Potwierdziła, że ma problemy z jajnikami. I zaproponowała… kurację pijawkami, która – jak zapewniała – jest niezwykle skuteczna w kobiecych dolegliwościach.
– Nie chciałam rozbudzać nadziei Moniki, dlatego nie powiedziałam na początku, że wiele pań po hirudoterapii w szybkim czasie zostało matkami – wyjaśnia Małgorzata Fałowska. Dlaczego to działa? W ślinie pijawek znajduje się około 200 leczących substancji czynnych, z których najważniejsza jest hirudyna działająca przeciwzakrzepowo i przeciwzapalnie. To naturalny lek na różne choroby niemający żadnych skutków ubocznych. Jego działanie jest bardzo silne, w wielu wypadkach natychmiastowe: torbiele się wchłaniają, rany dotknięte gangreną goją, krwiaki znikają…
Jednak Monikę hirudoterapia (łac. hirudo – pijawka) na początku nie przekonywała wcale. Sam widok czarnego, wijącego się stworzenia wzbudzał w niej wstręt. Od dzieciństwa brzydziła się gąsienic, dżdżownic, węży. I nie mogła wyobrazić sobie, jak taki obły pasożyt miałby przebijać jej skórę!
– Strach miał wielkie oczy – dzisiaj śmieje się ze swoich obaw. – Pijawka ma w ślinie substancje znieczulające, nie czułam nawet ukłucia. Zabieg jest całkowicie bezbolesny. Prawdą jest, że pijawki wypijają „złą krew”. Nie wiem, jak to wytłumaczyć: zabierają chorobę, wyciągają złą energię? Po hirudoterapii czułam się jak nowo narodzona, spokojna, zrelaksowana, pełna wiary w siebie – wspomina.

Będę mamą!
Po trzech zabiegach Małgosia poszła do ginekologa. Po skończonym badaniu ze zdumieniem w oczach lekarz zakomunikował jej tylko dwie rzeczy: torbiele w tajemniczy sposób się wchłonęły, a pacjentka jest w ciąży. Małgosia popłakała się ze szczęścia. Dziś Liliana skończyła pół roku. Jest zdrowym, pogodnym niemowlakiem. Nie wie jeszcze, że jej rodzice długo czekali na jej narodziny. Kiedyś się dowie. A Monika? Jest pełną entuzjazmu i radości, zakochaną w Lilce mamą. I nawet po porodzie korzystała z pomocy pijawek. Uważa, że to dzięki nim rany poporodowe i rozstępy na skórze tak szybko się zagoiły. Monika planuje kolejne dzieci. Macierzyństwo dało jej spełnienie i szczęście. Często żartuje, że „zaszła w ciążę dzięki pijawkom”. I mimo że brzmi to zabawnie, nieprawdopodobnie, głupio… tak właśnie się stało.

tekst: Anna Forecka
zdjęcie: Krzysztof Jankowski

 Jak się leczy pijawkami

– W przyrodzie występuje około 400 rodzajów pijawek, ale tylko jeden gatunek (hirudo medicinalis) nadaje się do celów medycznych – objaśnia szczegóły terapii Małgorzata Fałowska. – Bardzo ważne jest miejsce przystawienia pijawek. Podczas zabiegu używa się od jednej do ośmiu pijawek.
Mają one ssawki, którymi dostają się pod skórę. Nie ma mowy, żeby pijawkę wykorzystywać więcej niż jeden raz, natychmiast po użyciu wrzuca się je do silnego roztworu soli. Pijawki muszą pochodzić z pewnego źródła, powinny być hodowane około roku i posiadać atest. Przekonałam się, że pomagają nawet wtedy, kiedy medycyna konwencjonalna zawodzi.
Hirudoterapię zaleca się na choroby krążenia, wątroby, układu oddechowego, nerwobóle, trudno gojące się rany, hemoroidy, rwę kulszową, bóle reumatyczne stawów. Substancje zawarte w ślinie pijawek mają również właściwości odmładzające skórę.
Kuracji tej z całą pewnością nie należy stosować u małych dzieci, kobiet w ciąży ani w czasie miesiączki, u osób chorych na hemofilię, anemię, z zaburzeniami krzepliwości krwi i zbyt wysokim ciśnieniem. Zabiegu nie wolno w żadnym wypadku przeprowadzać samemu. Warto upewnić się także, czy hirudoterapeuta jest odpowiednio przygotowany.

 źródło: http://www.astromagia.pl/zdrowie-i-uroda

hirudoterapia www.elemiah.pl

pijawka – lek na wszystko?

Pijawki lekiem na wszystko?
Czy w czasach mnożących się superbakterii to one okażą się zbawieniem? Mowa o pijawkach, które zdaniem naszych wschodnich sąsiadów są najlepszym lekiem na wszelkie dolegliwości…

„Wyczuwają aurę”

Obchodzić się z nimi trzeba podobno bardzo ostrożnie nie tylko ze względu na cenę. – Jeśli nie kochasz pijawek, to one nie będą rosnąć. Będą jeść i chudnąć. Bo pijawki świetnie wyczuwają aurę człowieka, który z nimi pracuje – twierdzi szefowa laboratorium farmy Jelena Titowa.

Pijawki mają aż po trzy szczęki, a w każdej 90 zębów. Działają jak perfekcyjna pompa – napełniają się krwią w ciągu kilkunastu minut. Na farmie karmione są co tydzień lub dwa, ale mogą obejść się bez świeżej krwi nawet trzy miesiące.

Krwi mogą wypić pięć razy tyle, ile same ważą. To właśnie one uważane są za cudowne lekarstwo na wiele chorób. Za jeden seans trzeba zapłacić równowartość 400 złotych, ale warto – przekonują Rosjanie.

Satysfakcja gwarantowana

– Teraz czuję tylko, jak pijawki wysysają mi krew, ale następnego dnia czuję się fantastycznie młodo – zapewniał poddany zabiegowi Anatolij Nowikow. Tę opinię potwierdza lekarz Władimir Sawinow. – Pijawki likwidują zarówno przyczynę, jak i mechanizm rozwoju choroby. Symptomy potem same znikają – twierdzi medyk.

Substancja, którą pijawka wstrzykuje do organizmu człowieka podobno zwiększa odporność, działa przeciwbólowo i przeciwzapalnie. – Gdy stawiamy pijawkę, działa ona jak bomba. Z komórek uciekają pasożyty i są wysysane przez pijawkę razem z krwią – zapewnia Irina Sawostowa, także lekarz.

ktom/sk/k
Źródło: Fakty TV

hirudoterapia: www.elemiah.pl

Siniaki w Śląsku leczą… pijawkami

To się nie mieści w głowie! Dzięki masażyście Śląska Jarosławowi Szandrocho (37 l.) krwiaki na ciałach wrocławskich piłkarzy znikają błyskawicznie. Czyni to za pomocą pijawek lekarskich.

W ten właśnie sposób likwidował olbrzymiego krwiaka jaki po ostatnim meczu Młodej Ekstraklasy pojawił się na ciele Łukasza Tymińskiego (19 l.). – One leczą nie tylko przez wypijanie krwi, ale także przez swoją ślinę, którą wpuszczają do krwiobiegu. Rozrzedzają w ten sposób krew, która z lepkiej staje się bardziej płynna i łatwiej przemieszcza się pomiędzy komórkami. Wydzielina pijawek podczas zabiegu także sama znieczula pacjenta – opowiada Szandrocho.
Jednorazowo przystawia się do chorego miejsca około 3-9 pijawek. To zwierzęta pod ścisłą ochroną, więc hoduje się je laboratoryjnie. Trzeba się z nimi obchodzić bardzo ostrożnie. – Muszę je trzymać w naturalnej wodzie mineralnej. W „kranówie” błyskawicznie zdychają. W ciągu tygodnia schodzi mi ich około 30 sztuk. Po zabiegu utylizuję je. Teoretycznie mogłyby jeszcze raz być użyte, ale tylko do leczenia tego samego pacjenta i do tego aż po 150 dniach – mówi masażysta Śląska. – Pomyśl ile musiałbym wydać na wodę, którą trzeba im często wymieniać – dodaje ze śmiechem.

Największym odbiorcą pijawek jest klinika transplantologii kończyn w Trzebnicy, bowiem zwierzęta te błyskawicznie przywracają krążenie żylne w przyszytych organach. Krążenie w przyszytym palcu pacjent odzyskuje już po kilku zabiegach, a po 8 dniach może nim dzięki pijawkom poruszać. Metodę tę zwaną hirudoterapią z polskich klubów piłkarskich stosuje jedynie Śląsk Wrocław.

Sebastian Borowski
Andrzej Lewandowski
http://sport.fakt.pl/W-Slasku-lecza-pijawkami,artykuly,55409,1.html

hirudoterapia www.elemiah.pl

Hirudoterapia wraca do łask

Pod nazwą łacińską Hirudo Medicinalis kryje się pijawka lekarska. Większość z nas ma bardzo nieprzyjemne skojarzenia na samą myśl o tych małych i wijących się stworzeniach. Nazwanie kogoś „pijawką” też komplementem nie jest. Naturalnym odruchem na widok nawet jednej Hirudo jest deklaracja „Ja nigdy tego nie zrobię”! A jednak choć trudno w to uwierzyć – hirudoterapia wraca do łask i jest bardzo popularna.

Hirudoterapia to leczenie z wykorzystaniem pijawek. Sposób ten został     odkryty już w czasach wczesnej starożytności. Choć uczeni przez setki lat nie   potrafili wytłumaczyć na czym polega jego fenomen, stosowali go z powodzeniem do leczenia wielu chorób. Apogeum metoda przeżyła w XIX wieku, kiedy pijawki stosowano na wszystko, w olbrzymich ilościach. Wiek XX odwrócił się od hirudoterapii na rzecz nowoczesnej medycyny farmakologicznej. Jednak dzięki współczesnym badaniom Hirudo Medicinalis znowu powraca do łask. Choć trudno w to uwierzyć, dziś hirudoterapia znowu jest popularna, a lekarze i naukowcy dostarczają coraz więcej dowodów na to, że pijawki naprawdę mają uzdrawiające właściwości.

Jak ‘działa’ pijawka?

Pijawki są przede wszystkim najbardziej znane ze swoich właściwości poprawiających krążenie krwi. Działają trójstopniowo. Pierwszy etap to już moment wkłucia w ciało – naturalna akupunktura. Do mózgu jest wówczas wysyłany sygnał mobilizujący organizm do reakcji obronnej. Drugą fazą działania jest upust krwi, czyli to, na czym najbardziej skupiali się nasi przodkowie i czemu błędnie przypisywali największe zasługi. Utrata krwi ma o tyle pozytywne działanie, że napędza układ krwionośny człowieka do wydajniejszego działania oraz aktywizuje układ odpornościowy do walki z procesem chorobowym.

Fabryka substancji leczniczych

Trzecim i jednocześnie najważniejszym stopniem dobroczynnego wpływu pijawki na organizm jest jej działanie farmakologiczne. Badania naukowe dowiodły, że w trakcie wysysania krwi w gruczołach pijawki produkowanych jest ponad 150 rodzajów dobroczynnych substancji, które dostają się do krwioobiegu człowieka. Wśród nich największe znaczenie ma hirudyna – lek o silnym działaniu przeciwkrzepliwym i antykoagulacyjnym. Oprócz tego w „ślinie” pijawek znajdują się substancje przeciwbólowe, przeciwzapalne, znieczulające, regulujące ciśnienie tętnicze oraz antybiotyki!

Na co stosować hirudoterapię?

krwiaki i zakrzepy
niedociśnienie, nadciśnienie
choroby skóry
choroby serca
choroby płuc i oskrzeli
choroby wątroby
choroby nerek
chorobę niedokrwienną,
choroby kręgosłupa
choroby kobiece, bezpłodność
zakrzepowe zapalenie żył, żylaki
rwę kulszową
trudno gojące się rany
wysoki cholesterol
wrzody żołądka i dwunastnicy, choroby przewodu pokarmowego
alergie
procesy starzenia
udary
zapalenie korzonków nerwowych
bóle stawów
prostatę, impotencję
agresję, histerię, nerwice, depresję,
niektóre nowotwory

O skuteczności pijawek może świadczyć fakt, że stosuje się je już nie tylko w ramach medycyny naturalnej, ale coraz częściej sięgają po nią lekarze jak po pełnoprawny lek. W USA Hirudo Medicinalis jest już nawet wpisana na listę leków. Być może w niedługim czasie idąc do lekarza będziemy dostawać pijawki na receptę?

M. Borowik
źródło: http://www.menopauza.pl

www.elemiah.pl

Hirudoterapia. Hirudologia. Pijawki lekarskie

Hirudoterapia to metoda leczenia przy wykorzystaniu pijawek lekarskich (Hirudo medicinalis). Znana była już w epoce kamiennej, w Starożytnym Egipcie, Grecji i Chinach. Pijawki hoduje się w warunkach laboratoryjnych. Hirudoterapia stała się obecnie dość popularną metodą leczenia wielu schorzeń. We Francji, Niemczech i Stanach Zjednoczonych jest refundowana.  

Terapia pijawkami lekarskimi okazuje się być bardzo pomocna w leczeniu następujących chorób:

– miażdżyca
– choroby serca
– nadciśnienie i niedociśnienie
– choroby płuc i oskrzeli
– wysoki poziom cholesterolu
– alergie
– wrzody żołądka i dwunastnicy
– choroby wątroby
– trudno gojące się rany, krwiaki, zakrzepy
– choroby kobiece (w tym bezpłodność)
– bóle stawów, zapalenie korzonków, bóle kręgosłupa
– rwa kulszowa
– hemoroidy, żylaki, zakrzepowe zapalenie żył
– prostata, impotencja u mężczyzn
– nerwica, depresja
– pomocne przy operacjach plastycznych palców, uszu

Do jednego zabiegu wykorzystuje się 2,3,5,7,9 czasem nieco więcej w zależności od rozległości schorzenia. Koszt jednej pijawki to ok. 20 zł. Przykłada się pijawki do ran na 45- 90 minut. Zabieg najlepiej wykonać na wieczór po pracy lub w dzień wolny. Na szczęście ukąszenie przez pijawkę jest bezbolesne. Jedna sesja składa się z 5 seansów w odstępach 2-7 dniowych w zależości od rodzaju choroby. W tym czasie pijawki uwalniają do krwiobiegu człowieka substancje lecznicze.

W ślinie pijawek znajduje się blisko 100 biologicznie aktywnych substancji o działaniu przeciwzapalnym, przeciwzakrzepowym, poprawiającym mikrocyrkulacje, obniżającym ciśnienie krwi, przeciwbólowym i zmniejszającym obrzęki. Najważniejsze z nich to: hirudyna – naturalny lek przeciwzakrzepowy, eglina (działa przeciwzapalnie), hementyna (zapobiega krzepnięciu krwi), destabilaza (reguluje poziom cukru i korzystnie wpływa na naczynia krwionośne), antyelaza oraz hialuronidaza (antybiotyk).  

Zaleca się, aby na dzień przed planowanym zabiegiem hirudoterapii nie pić kawy, mocnej herbaty i alkoholu. Zarówno przed jak i po seansie pijawkami bada się ciśnienie krwi choremu. Czasem mogą wystąpić zwłaszcza po pierwszym kontakcie z pijawkami lekkie działania uboczne w postaci zawrotów głowy i osłabienia, wahań ciśnienia. Ustępują zwykle przy następnym seansie. Po seansie nie wolno moczyć rany wodą. Można wziąć pełną kąpiel dopiero na trzeci dzień. Przez 2-3 dni po terapii nie można uprawiać intensywnych ćwiczeń fizycznych. 

Przeciwwskazaniem do stosowania hirudoterapii są m.in.: ciąża, silna anemia, hemofilia, dzieci poniżej 10 roku życia, leczenie antykoagulantami (zalecana przerwa do przystąpienia do zabiegów to minimum 2 tygodnie), alergie (należy zachować ostrożność co do ilości przystawiania pijawek), bardzo niskie ciśnienie krwi (poniżej 80/60), uczulenia na hirudozwiązki.

autor artykułu oraz źródło: http://zdrowie-diety.pl

hirudoterapia Bydgoszcz:  www.elemiah.pl

 

Leczenie larwami. Larwoterapia.

Uwaga: niektóre zdjęcia mogą być nieprzyjemne dla oka.

Dziś larwoterapia staje się coraz popularniejsza w niszczeniu tkanki nowotworowej, stopy cukrzycowej, przy owrzodzeniach goleni, ropniach skóry, zakażeniach ran pourazowych, ranach odleżynowych… Ale jeszcze nie w Polsce. W Niemczech leki biologiczne pochodzenia zwierzęcego stosuje blisko 600 klinik. W Wielkiej Brytanii jest ich około 400.

Dr hab. n. med. Marek Orkiszewski: Parę lat temu zaczęliśmy stosować larwy, które były hodowane, czy przechowywane w pojedynczych fiolkach po sto, sto pięćdziesiąt sztuk. Kładło się je na rany, zaopatrywało siatką, żeby nie uciekły i trzymało się pod opatrunkiem przez trzy doby.

Teraz jest ten opatrunek o wiele bardziej uproszczony, bo larwy pakowane są w woreczki z takiej siatki o drobnych oczkach. Kładzie się te woreczki na ranę, w zależności od jej wielkości, na to gazik i w zasadzie chory sam się leczy. Zmienia sobie sam opatrunki. Nie zdarza się, aby larwy same rozbiegały się po całej ranie. Po czterech dobach rana jest oczyszczona, opatrunki można wyrzucić.

Przy zaniedbanych, sporych ranach, gdzie ilość martwicy jest bardzo duża, larwy nie są w stanie spożyć tego nadmiaru – że tak powiem – na jeden rzut. Jedzą tylko tyle, ile potrzebują do rozwoju. A wiec ta gruba martwica, na tych bardzo zastarzałych ranach musi być osunięta chirurgicznie – wycięta. Dopiero później tę dyskretną prace robią larwy.

Opatrunki z larwami przykłada się najczęściej kilka razy. Ich ilość zależny od powierzchni rany…

Dr hab. n. med. Marek Orkiszewski: Jedna z metod leczenia larwami polega na wpuszczaniu ich bezpośrednio na rany. Druga, zamknięta, polega na umieszczeniu sterylnego opatrunku, wyglądem przypominającego saszetkę z herbatą, na chorym miejscu. Larwy nie mogą wyjść z takiej torebki, jednak opatrunek przepuszcza ciecze, enzymy i inne substancje. Larwy są bardzo małe, tak małe, ze niewidoczne dla pacjenta. Zwykle po trzech dniach mierzą już ponad centymetr i są nasycone obumarłą tkanką. Opatrunek trzeba zmienić. Leczenie polega na całkowitym wyczyszczeniu rany z martwej tkanki.

Okazuje sie, ze nasi lekarze niewiele wiedzą na temat larwoterapii. Na ogól nie są w stanie wskazać miejsc, w których ta metoda leczy się chroniczne rany, gdzie leczy się larwami much stopę cukrzycową. Ile kosztuje leczenie?

Dr hab. n. Med. Marek Orkiszewski: Najpierw oceniam ranę, czy w ogóle nadaje się do leczenia larwami. Dalej, czy pacjent rokuje powodzenie terapii. To jest też bardzo ważne. Dlatego, że są pacjenci, którzy nie stosują się do żadnych „reżimów” typu palenie, typu kontrola cukrzycy. I z tymi chorymi nie ma co współpracować, bo w efekcie będzie krótkotrwała poprawa, nieskuteczna. Szkoda na to pieniędzy, ich pieniędzy, gdyż leczenie nie jest finansowane ze środków Narodowego Funduszu Zdrowia, bo fundusz ich nie ma.

Współcześnie larwy plujki hodowane są w idealnie sterylnych warunkach. Nie mogą przenosić jakichkolwiek bakterii czy wirusów, jak to się zwykle przypisuje muchom. Hodowane są w wybranych laboratoriach, m.in. w USA i Wielkiej Brytanii. W specjalnych opakowaniach przewożą je kurierzy. Koszt sprowadzonej zza granicy partii larw wynosi około półtora tysiąca złotych.

Jak przebiega „szkolenie” chorych?

Dr hab. n. med. Marek Orkiszewski: Prowadzę edukacje chorych, aby nie byli oni zdani tylko na lekarza. Dostają środek do leczenia typu opatrunek i są wyszkoleni na swoim ciele. Akceptują to, co robią. Poprzez te edukacje chce doprowadzić do tego, ze nie tylko pacjenci będą to powszechnie akceptować, ale i środowisko akademickie. I to się stopniowo udaje – głownie poprzez proliferacje wiedzy.

Jakie są wyniki tego leczenia?

Dr hab. n. med. Marek Orkiszewski: W przypadku diabetyków, jeśli cukrzyca jest dobrze wyrównana i pacjent współpracuje z lekarzem – w tym znaczeniu, ze nie jest to chory czekający, by wskrzesić go jak Łazarza – to naprawdę wyniki tego leczenia są takie, ze przerastają oczekiwania.

Źródło: Na podstawie rozmowy z dr hab. n. med. Markiem Orkiszewskim przeprowadzonej przez Andrzeja Karnowskiego.

Kiedy leczenie wymaga wyjęcia poza ramy ogólnie pojętej medycyny?

Dr hab. n. med. Marek Orkiszewski: Wtedy gdy metody tradycyjne nie rokują powodzenia, a metody niestandardowe dają szanse przeżycia oraz gdy ich ryzyko stosowania jest mniejsze, niż pozostawienie pacjenta w „objęciach” sposobów tradycyjnych.

Jak wygląda proces oczyszczania przez larwy ropiejących, niegojących się ran?

Dr hab. n. med. Marek Orkiszewski: Larwa nie zjada martwej tkanki jako takiej. Wydziela enzymy trawiące martwice poza ustrojem larwy. Po strawieniu powstaje półpłynna treść będąca pokarmem dla larwy. Larwa zjada tez bakterie i przetrawia je w przewodzie pokarmowym, ale nie jest to jej sposób na życie. Jej właściwa cecha jest trawienie tego, co jest w podścielisko, wchłanianie i zjadanie tego, co jest martwe. Dlatego martwa tkanka rany jest dla larw idealnym pożywieniem. W swoich otworach gębowych ma haczyki, którymi przyczepia się do rany, żeby nie splynac razem z wydzielina. Larwy kładzione na ranę maja długość milimetra, a po kilku dniach już ośmiu. To zwykle wystarczający czas, by dokładnie ja oczyścić. I w tym momencie kończą swa prace, bo za chwile zamienia się w czerwie, a potem odlatują jako muchy.

Jaki jest dzisiaj stan badan nad leczeniem larwami?

Dr hab. n. med. Marek Orkiszewski: Nauczyliśmy się, ze obecność wielkich naczyń w obrębie rany nie jest przeciwwskazaniem do stosowania larw. Przy wielkich tętnicach sok wydzielany przez larwy nie jest szkodliwy, a one same dokładnie oczyszczają naczynie dokoła. Zapoznałem się z wieloma publikacjami na ten temat. Na przykład, na zakażona ranę po nowotworze krtani, w którym te olbrzymie naczynia szyi są w sąsiedztwie, wpuszcza się larwy i one bezpiecznie usuwają wyłącznie martwice. Nie boimy się już naturalnych otworów, bo larwa tam nie wejdzie, ponieważ jest bardzo mądra. Instynktownie nie wchodzi w kanał, bo żywiąc się rośnie i wie, ze nie przeciśnie się już z powrotem.

Jakie jeszcze odkryto ciekawe osobliwości z życia larw?

Dr hab. n. med. Marek Orkiszewski: Zaobserwowaliśmy rzecz nieprawdopodobna. Jeżeli do larw, będących już w opakowaniu, dodaje się gąbkę, to okazuje się, ze są one przekonane, iż pojawiła się konkurencja. I wtedy staja się niewiarygodnie agresywne w wydzielaniu swych pokarmowych treści, ponieważ „uważają”, ze jest ich dwa razy tyle. Przekonałem się o tym, lecząc rany larwami luzem i w woreczkach. Larwy hodowane luzem i swobodnie kładzione na rany zachowują się leniwie, ospale. Natomiast te drugie wprost szaleją na ranach. I tu chyba dochodzi do glosy teoria stworzeń stadnych, konkurujących ze sobą, by przeżyć. Nadmiar wydzieliny w ranie ogranicza dostęp tlenu i szkodzi larwom. Wiemy, ze poprzednio stosowane leczenie miejscowe solami srebra szkodzi im i je zabija. Dlatego larwy trzeba bezustannie obserwować, bo swym zachowaniem sygnalizują ciekawe, tajemnicze zjawiska, które człowiek powinien nauczyć się prawidłowo odczytywać.

Jakie widzi Pan perspektywy rozwoju larwologii?

Dr hab. n. med. Marek Orkiszewski: Te larwy to prawdziwe wyzwanie dla współczesnej medycyny. Bo jeżeli zjadają martwa tkankę, to aż się prosi, by zapytać, czy zjedzą również tkankę zmieniona, czyli nowotworowa. Czy komórki nowotworowe, np. w nowotworze piersi zostaną również pochłonięte? I kolejne pytanie: czy można larwę tak zmodyfikować, ze będzie je zjadała? Ale tutaj… Hm… Pojawia się coraz więcej pytań i domysłów! Czy będziemy mogli ja tak ustawić, jak to zrobił dwieście lat temu czeski zakonnik Gregor Johann Mendel, uważany za twórce genetyki, w sposób jak najbardziej naturalny krzyżując groszek przez 8 lat. Zasada badan Mendla jest ich prostota. Czy zgodnie z nią można wyhodować larwy, programując ich apetyty? Może udałoby się tego dokonać bez skomplikowanych modyfikacji DNA? Larwa zje chore tkanki, nie tylko martwicze, ale wszelkie odmienne? Pewnie tak będzie. Bo może okazać się, ze do modyfikacji larw wcale nie potrzeba wielkich nowoczesnych laboratoriów.

I to wszystko otwiera nieprawdopodobne wręcz perspektywy dla medycyny, które znowu otworzą naiwne pytania dziecka: – Jak nauczyć larwy, by zżerały nie tylko martwice, ale i tkanki nowotworowe? Podejrzewam, ze na to pytanie szybciej od naukowca odpowiedziałyby wiejskie kobiety, bo dzisiaj jeszcze tylko one potrafią rozumować na poziomie myślenia spontanicznego, naturalnego. One spytają: – Jak to zrobić, żeby żarły to, co im dajemy, a nie wybrzydzały? A ja jako naukowiec zapytam: – Jak je przeprogramować?

W jakich kierunkach może pójść ten rozwój?

Dr hab. n. med. Marek Orkiszewski: Wydaje się obiecujące nauczenie larwy, jak zjadać tkankę np. nowotworowa lub według innego zapotrzebowania terapeutycznego. Z drugiej strony prawa rynku i chęć zysku każą zmienić je w produkt pól medyczny, dostępny w każdej aptece, który kupimy i sami nałożymy na ranę. Tylko, ze w tym wypadku rezygnujemy ze sterylności i wysokich wymagań nakładanych na produkcje leków, rezygnujemy z postępu. Trzeba przyznać, ze oba kierunki są ciekawe, z tym, ze ten drugi niesie ze sobą określone ryzyko. Larwa nie będzie do końca oczyszczona. W leczeniu larwami nie możemy mówić o medycynie niekonwencjonalnej, chociaż za taka uważa to leczenie wielu ludzi.

Wobec tego, jak nazwać te metodę, z jednej strony stosowana od wieków przez czarowników, a z drugiej rozwijająca się w nowoczesnych laboratoriach medycznych?

Dr hab. n. med. Marek Orkiszewski: Leczenie larwami to jest absolutnie nowa medycyna. To nie jest ani paramedycyna, ani medycyna konwencjonalna. Bo w przypadku leczenia ran wyczerpały się najnowocześniejsze antybiotyki, podobnie jak możliwości chemioterapii i chirurgiczne opracowanie rany, czyli wycięcie i ewentualny przeszczep skóry. Larwy muchy plujki to nic innego jak lekarstwo wzięte bezpośrednio z naturalnego świata przyrody. Dotąd staraliśmy się uzyskać specyficzny lek z roślin lub droga syntezy chemicznej. Larwy w leczeniu ran czy pasożyty jelitowe w leczeniu astmy wskazują na potrzebę powrotu do medycyny ludowej i całościowego używania roślin albo innego elementu środowiska naturalnego do skutecznego leczenia. Nazywam takie działanie nowa medycyna, bo zaczynamy być w sposób świadomy częścią środowiska naturalnego. Wiemy, jak zwiększać skuteczność naszych działań, stosując naukowe metody obserwacji i eksperymentu. Czyli jest to połączenie tradycji z wiedza naukowa. Medycyna wynikająca z tradycji czy uniwersytecka maja jeden wspólny przekaz: pomóc człowiekowi. I jestem przekonany, ze takie działanie stanie się jednocześnie medycyna przyszłości.

Źródło: Fragmenty rozmowy z doc. Markiem Orkiszewskim przeprowadzonej przez Ilone Slojewska. Czwarty Wymiar 12/2007.

* Dr hab. n. med. Marek Orkiszewski jest autorem publikacji na temat larwoterapii zamieszczonej w Wiadomościach Lekarskich (2007; 60 (7-8): 381-385).

Leczenie larwami: Rozmowa z dr hab. n. med. Markiem Orkiszewskim z Zakladu Medycyny Zapobiegawczej i Zdrowia Srodowiskowego źródło: http://www.stopacukrzycowa.com

mgr Małgorzata Papała Śliwa
larwolog
larwoterapia
www.elemiah.pl

Rozmowa przeprowadzona w roku 2007. Aktualnie opatrunki z larw są dostosowane do rany. Nie są to gotowe kwadratowe opatrunki, ponieważ nie są one w stanie przykryć dokładnie chore miejsce.

 

Leczenie piłkarzy za pomocą pijawek

Przez pijawki masażysta Śląska Jarosław Szandrocho prawie wyleciał do domu. Ostatecznie mógł zostać, bo te małe zwierzątka wyleczyły jego żonę, a teraz pomagają kontuzjowanym wrocławskim piłkarzom.

Szandrocho przez zawodników Śląska pieszczotliwie nazywany jest „Szamanem„. Wszystko dlatego, że czasami klubowy masażysta musi się wykazać niemal magicznymi zdolnościami, aby kontuzjowanych graczy postawić na nogi przed ważnym meczem. Przezwisko „Szaman” wzięło się jednak głównie z zamiłowania Szandrochy do medycyny naturalnej.

– Rzeczywiście, cenię ją nawet nieco bardziej od medycyny konwencjonalnej – przyznaje masażysta Śląska. I dodaje. – Z całym szacunkiem, ale medycyna naturalna była pierwsza, a ludzie za jej pomocą leczą się od wieków. Pewnie starsi pamiętają, że ich babcie na rozbite kolano dawały nie plaster, a liście babki. Na przykład niewiele osób wie, że na skręcone kostki pomagają liście kapusty. Oczywiście pomagam piłkarzom głównie konwencjonalnymi metodami, ale uważam, że o sposobach naturalnych zapominać nie można – podkreśla Szandrocho.

W Śląsku jego znakiem firmowym jest leczenie piłkarzy za pomocą pijawek. Masażysta używa ich do usuwania krwiaków przede wszystkim z nóg zawodników. Podkreśla, że te małe zwierzątka likwidują także zakrzepy, stany zapalne, leczą alergię i bóle stawów. – To wszystko jest dowiedzione naukowo. Pijawki żywią się krwią, a dodatkowo ich ślina ma właściwości znieczulające. Znajduje się w niej hormon szczęścia endorfina, a poza tym aż 12 antybiotyków – wylicza Szandrocho.

Pierwszy raz pijawek użył do leczenia trzy lata temu. Zaczął od siebie. – Miałem wtedy ciągłe bóle nerki, a normalne leczenie mi nie pomagało. O właściwościach pijawek czytałem w internecie i postanowiłem spróbować ich użyć. Od tego czasu nerka już mnie nie boli – zaznacza.

W związku z pijawkami od razu pojawił się jednak inny problem. – Za przyniesienie tego robactwa z domu chciała mnie wyrzucić żona. W końcu jednak sama z pomocy pijawek skorzystała, bo miała silne bóle migrenowe i pozwoliła mi je postawić. Powiedziała tylko, że nie będzie patrzeć – śmieje się Szandrocho.

Pijawki żonie pomogły, więc wraz z masażystą mogły w domu zostać. Teraz co tydzień pojawia się ich tam około 30. Zwierzątka zamawia w specjalnym laboratorium, a w domu przechowuje w słoikach z wodą mineralną. W zwykłej szybko by pozdychały. Masażysta Śląska jest po specjalnym kursie i dlatego rocznie może zużyć 1200 pijawek, które w naszym kraju są pod ścisłą ochroną. W trakcie zabiegu jednorazowo do chorego miejsca przykłada od trzech do dziewięciu sztuk. Potem pijawki są usypiane w spirytusie. – Nie traktuje pijawek przedmiotowo, ale nie mogę też być sentymentalny. Na wszelki wypadek nie nadaje im imion, żeby się za bardzo nie przywiązać. Zresztą i tak byłby problem, jak je nazwać, bo to obojnaki – śmieje się masażysta Śląska.

Jak się okazuje, pijawki to zwierzęta wyjątkowo wymagające, bo są podatne na fazy księżyca, a najbardziej nie lubią zapachu różanego mydła. Gdy go poczują, nie chcą pić ludzkiej krwi. – Cały czas dużo o nich czytam i staram się być na bieżąco. Myślę, że z czasem będziemy wiedzieć o pijawkach coraz więcej, choć oczywiście nie należy ich traktować jako panaceum na wszystkie problemy – podkreśla.

Co ciekawe, niedługo planuje leczyć wrocławskich piłkarzy kolejną niekonwencjonalną metodą. Tym razem będzie to robił za pomocą specjalnie profilowanych gwoździ!

– Gwoździami uciska się odpowiednie miejsca na ciele człowieka. Ta metoda od lat stosowana jest w Chinach czy Japonii. Ja staram się rozwijać, bo wiem, że muszę wyprzedzać konkurencję także w sposobach leczenia piłkarzy. Oni w zamian za to dają z siebie wszystko na boisku – kończy Szandrocho.

Michał Karbowiak
05.08.2010
hirudoterapia:   www.elemiah.pl

Żylaki – dr Katarzyna Kwarecka-Zając

Rumiane policzki to symbol zdrowia i urody. Jednak gdy delikatny rumieniec zamienia się w sieć wyraźnych „pajączków”, trzeba uodpornić i chronić skórę przed pękaniem naczynek.

Na pytania odpowiada dr Katarzyna Kwarecka – Zając z Kliniki Dermatologii Estetycznej Yeshe

Czym charakteryzuje się skóra naczynkowa?

Przede wszystkim nadmierną wrażliwością i rumieniem. Pierwszym sygnałem, że mamy do czynienia z tym problemem, jest pojawianie się przejściowych zaczerwienień pod wpływem delikatnych czynników zewnętrznych – niewielkiego wiatru, zmian temperatury (na silny wiatr i mróz w zasadzie każda skóra reaguje podrażnieniem), jedzenia ostrych i gorących potraw, silnych emocji (np. rumienienie się u nastolatek). Początkowo rumień szybko ustępuje, stopniowo ten czas się wydłuża, aż zaczerwienienie staje się permanentne wskutek poszerzenia naczyń. Niekiedy dotyczy tylko punktów na twarzy, np. skrzydełek nosa.

W tej strefie naczynka są wyjątkowo narażone na niebezpieczeństwo, bo wytwarza się w nich wysokie ciśnienie, np. podczas kichania. Wtedy mogą pękać. Przeważnie problem nasila się około trzydziestki i zaczyna obejmować coraz większe obszary twarzy.

Czy to choroba związana ze złym krążeniem?

Absolutnie nie, to tylko nieestetyczny, ale niegroźny defekt kosmetyczny, genetycznie zakodowana skłonność. Mamy wpływ na to, w jakim stopniu się ujawni – wpływają na to styl życia i sposoby pielęgnacji. Na szczęście pękające naczynka na twarzy nie mają nic wspólnego z poważnymi chorobami, nie sugerują np. podatności na wylew. Tylko w przypadku problemów z naczynkami na nogach trzeba zawsze sprawdzić drożność większych naczyń, skontrolować, czy nie ma żylaków. Generalnie, pajączki to poszerzone naczynka, w których gromadzi się dużo hemoglobiny o silnym zabarwieniu i dlatego prześwitują przez cienką skórę. W naszej szerokości geograficznej to dość częsty problem, niezależny zresztą od typu skóry – może dotyczyć zarówno skóry suchej, jak i łojotokowej. Na podłożu naczyniowym często rozwija się trądzik pospolity lub różowaty, wtedy jest to problem zdrowotny.

A co ma wpływ na stan skóry naczyniowej?

Negatywne czynniki to przede wszystkim: palenie papierosów, opalanie się na słońcu lub w solarium, ekspozycja na ekstremalne warunki atmosferyczne, wilgoć w powietrzu (wiatr mocniej atakuje mokrą skórę, przenika przez nią i maceruje). Możemy sobie pomóc, wzmacniając naczynka, zwłaszcza zażywając suplementy diety zawierające rutynę i witaminę C. Taką trzymiesięczną kurację warto przeprowadzić dwa razy w roku.

Jak chronić skórę przed niekorzystnymi czynnikami klimatycznymi?

Unikać słońca, a już na pewno nie wychodzić bez filtrów słonecznych. Czasem słyszę, że „jak jestem opalona, to mniej widać naczynka”. Oczywiście, póki opalenizna jest świeża, daje taki efekt, ale coraz więcej naczynek pęka i pajączków jest z roku na rok więcej, nie mówiąc już o innych uszkodzeniach skóry.

Na nartach, na stoku warto pojawiać się w masce ochronnej, takiej, która pozostawia nieosłonięte tylko oczy i nos. To się naprawdę sprawdza. Polecam też makijaż na każdą okazję – podkład i puder to świetne warstwy izolacyjne.

Jak można zrobić makijaż korekcyjny?

Zaczyna się już od pielęgnacji, bo wiele kremów ma pigmenty zielone lub żółte, maskujące zaczerwienienia. Potem kryjący podkład i puder w kolorze neutralizującym widoczność naczynek. Lepiej unikać kosmetyków z odcieniem różu, bo mogą jeszcze podbić czerwonawy kolor skóry. U mnie w gabinecie prowadzimy nawet akademię makijażu korekcyjnego.

Jak powinna wyglądać codzienna pielęgnacja?

Delikatne oczyszczanie, potem krem wzmacniający ściany naczyń (choć moim zdaniem bardziej aktywne wzmocnienie zapewnia suplementacja), ochronny i nawilżający zarazem. Jego

podstawową funkcją powinno być kojenie podrażnień, by nie narażać naczynek na pęknięcia.

Jakie zabiegi niwelują zaczerwienienia skóry?

IPL – daje bardzo dobre wyniki w likwidowaniu rumienia, naświetlana jest dość duża powierzchnia. Laser – zamyka naczynka. Fale radiowe – świetne do punktowego zasklepiania pojedynczych naczynek (nie zostawiają żadnych śladów, siniaków), jak i niwelowania rumienia. Zabiegi dobiera się indywidualnie do potrzeb pacjenta. Jednak trzeba mieć na uwadze, że problem nawraca, z czasem otwierają się kolejne naczynia. Jeśli chodzi o większe naczynka widoczne na ciele, to sprawa może być poważniejsza. Drobne można zamykać laserem, w przypadku dużych warto sprawdzić drożność głębszych żył badaniem Dopplera. Swoich pacjentów kieruję raczej do chirurga naczyniowego, na skleroterapię. Tym bardziej że efekt tego zabiegu jest trwalszy . Im niższa partia ciała, tym ciśnienie jest wyższe i tym trudniej uporać się z pękaniem naczyń. Jeśli chodzi o nogi, to wspomagające działanie ma terapia pijawkami (hirudoterapia). Nie polega wbrew pozorom na „upuszczaniu krwi”. Najcenniejsze jest to, co pijawka wpuszcza do krwiobiegu. Zanim się sama napije, poprawia krew: rozrzedza ją, rozpuszcza zakrzepy, niweluje obrzęki, usprawnia mikrokrążenie.

źródło: http://avanti24.pl/moda/1,103638,8835307,Problem_z_naczynkami.html

Mecz dzięki… pijawkom

28-letni Słowak nabawił się urazu podczas meczu z Arką Gdynia. – Rywal uderzył mnie kolanem w podbicie stopy. Następnego dnia miałem nogę jak balon, nawet lekarze byli zaskoczeni. Przez pewien czas miałem kłopot z chodzeniem, ale od początku tygodnia trenuję już z zespołem. Pomogły mi… pijawki, które wyssały nadmiar zebranej w nodze krwi. Czy zagram w najbliższym meczu z Zagłębiem Lubin? Szanse oceniam pół na pół – mówi Hricko.

Kontuzja Petera Hricko sprawiła, że defensywa bytomskiego zespołu przed meczem z Polonią Warszawa znacznie straciła na jakości. – Zapewniam, że nasi piłkarze mają jeszcze o co grać – podkreśla prezes Polonii Damian Bartyla.

28-letni Słowak nabawił się urazu podczas meczu z Arką Gdynia. – Rywal uderzył mnie kolanem w podbicie stopy. Następnego dnia miałem nogę jak balon, nawet lekarze byli zaskoczeni. Przez pewien czas miałem kłopot z chodzeniem, ale od początku tygodnia trenuję już z zespołem. Pomogły mi… pijawki, które wyssały nadmiar zebranej w nodze krwi. Czy zagram w najbliższym meczu z Zagłębiem Lubin? Szanse oceniam pół na pół – mówi Hricko.

Prawego obrońcę Polonii z konieczności zastępuje na boisku Piotr Kulpaka, który jest nominalnym stoperem. Efekt nie jest najlepszy, bo dwa ostatnie spotkania bytomianie przegrali.

– Słyszałem takie teorie, że ze mną w składzie gra wyglądałaby lepiej. Trudno jednak przesądzać, czy rzeczywiście tak by się stało. Generalnie gra na wiosnę nam się nie klei. Wszyscy w klubie zastanawiamy się nad tym, dlaczego tak się dzieje, ale nie znajdujemy na to odpowiedzi – dodaje Słowak, którego działacze koniecznie chcieliby zatrzymać na następny sezon. – Żadnej decyzji o swojej przyszłości jeszcze nie podjąłem. Najpierw zobaczę, co zaproponuje mi Polonia – mówi Hricko.

Swojego rozczarowania ostatnimi występami drużyny nie ukrywa prezes Damian Bartyla. – Nie licząc meczu z Legią Warszawa, z naszą drużyną coś jest nie tak. Gramy poniżej oczekiwań. Bardzo żałuję ostatniego meczu z Ruchem Chorzów, bo była świetna okazja na przełamanie się. W pierwszej połowie Ruch nic nie pokazał, nie potrafili sobie z nami poradzić. Jednak po przerwie nasza gra była diametralnie inna – przyznaje. Bartyla ma pomysł, co zrobić, by Polonia grała lepiej. – Postawić na młodych. Z Ruchem po raz pierwszy wystąpił Łukasz Tymiński i moim zdaniem był jednym z najlepszych na boisku – twierdzi. Trener Jurij Szatałow podchodzi do jego oceny dużo ostrożniej. – Jak na pierwszy raz w ekstraklasie, było całkiem poprawnie. W zachwyt jednak nie wpadłem, można od niego oczekiwać więcej. Jeśli chodzi o młodych piłkarzy, to takich, którzy są blisko pierwszego zespołu, nie ma zbyt wielu. Odpowiednie umiejętności, poza Tymińskim, prezentują jeszcze Damian Paszliński, Wojciech Reiman i Mateusz Dreszer – mówi trener.

Mecz Polonii z Zagłębiem rozpocznie się w niedzielę o godz. 14.45. – Zapewniam, że nasi piłkarze mają jeszcze o co grać. Przypominam, że są premiowani nie tylko za poszczególne mecze, ale mogą liczyć też na dodatkowe pieniądze zależne od tego, jakie zajmą miejsce w lidze – podkreśla Bartyla.

Co z umową Szatałowa?

Klub poinformował w poniedziałek, że zawarte zostało ustne porozumienie z trenerem Szatałowem w sprawie przedłużenia o rok jego kończącego się w czerwcu kontraktu. Przelanie umowy na papier miało być formalnością. Do tej pory jednak tego nie uczyniono. – Przed meczem z Ruchem nie było na to czasu. Ustalenia są aktualne, choć wiadomo jak to w życiu bywa – mówi Szatałow. Czy trener będzie na pewno pracował w Bytomiu także w następnym sezonie? – Myślę, że tak – twierdzi Bartyla.

2009-11-08
http://www.sport.pl/sport/1,67926,7831216,Pijawki_pomogly_wyzdrowiec_obroncy_Polonii.html