Antyosydanty i wolne rodniki

Antyoksydanty – konieczność czy moda ?

Każdy z nas chce być zdrowy, ale tak naprawdę tylko nieliczni dostrzegają zagrożenia i mają świadomość, że o zdrowie warto zadbać samemu.

Nasi przodkowie żyli w zgodzie z przyrodą, która warunkowała styl egzystencji i wzmacniała naturalne potrzeby organizmu. Obecnie, mimo że strukturę ciała wciąż mamy taką jak ludzie pierwotni, środowisko życia coraz bardziej oddala nas od natury.
Nasze ciała okrywają ubrania z poliestru, mieszkania i biura dekorują sztuczne rośliny, meble, syntetyczne tapety, boazerie, panele, dywany. Niemal połowę życia spędzamy w klimatyzowanych, hermetycznych budynkach, oglądając słońce przez szyby. Goniąc czas przemieszczamy się samochodami, nie wyobrażamy sobie życia bez telefonów komórkowych, komputerów, radioodbiorników czy telewizorów.

Otoczeni sieciami elektroenergetycznymi, żyjemy w ciągłym stresie i wiecznej pogoni za zdobyczami cywilizacji.

Współczesne badania uświadamiają, że ponad połowa spożywanych przez nas kalorii pochodzi ze źródeł, których nie znali nasi dziadkowie. Z miesiąca na miesiąc spożywamy coraz więcej pokarmów nadmiernie przetworzonych, sztucznie konserwowanych, barwionych, pożywienia z puszek czy dań przygotowanych i podgrzewanych w kuchenkach mikrofalowych. W efekcie rocznie zjadamy z pożywieniem średnio od 6 do 8 kg różnego rodzaju toksyn. Związki te utrudniają trawienie, przyswajanie witamin, makro i mikroelementów, a nie strawione pokarmy stają się kolejnymi toksynami, które przenikając do krwi drażnią układ odpornościowy.
Jakościowe niedożywienie, nadmiar syntetycznych związków chemicznych, systematycznie przeciążany układ odpornościowy to główne przyczyny tak licznych chorób cywilizacyjnych. W efekcie w krajach uprzemysłowionych arterioskleroza zaczyna się już w młodości, cukrzyca stała się najczęstszą chorobą metaboliczną, osteoporoza nęka coraz młodszych, a grzybicę ma ponad połowa populacji. Nagminne są alergie, wysypki, ataki astmy, stany zapalne żołądka, zła praca jelit, nadpobudliwość, bezsenność, zaburzenia ciśnienia itd.
Przez wieki, gdy na Ziemi istniał stan równowagi, zdrowa dieta, środowisko i naturalne pola magnetyczne sterowały biochemicznymi i fizjologicznymi procesami w naszych organizmach, a cały ekosystem utrzymywał porządek, kontrolując procesy utleniania i redukcji.

Obecnie nie żyjemy w raju ekologicznym.

Stres, wywołany niewłaściwą dietą, brakiem niezbędnych składników odżywczych, obcymi związkami chemicznymi i sztucznymi polami elektromagnetycznymi, wprowadza w organizmie, na poziomie molekularnym (komórkowym) totalny chaos, prowadząc do zaburzeń procesów czynnościowych w organizmie.
W przyrodzie od zawsze występowały procesy utleniania i redukcji. Były one na tyle oczywiste, że nie poświęcano im zbytniej uwagi.

Dopiero w 1986 roku dwóch naukowców Fleming i Migiel zauważyli, że procesy starzenia organizmu ściśle związane są z nadmiarem wolnych rodników, atakujących nasze komórki.

Był to początek wiedzy ugruntowanej w latach dziewięćdziesiątych przez biochemików, którzy w tysiącach prac wykazali nasilenie procesów utleniania.
Nadmiar wolnych rodników dociera do organizmu pod wpływem: skażonego, zjonizowanego powietrza, dymu z papierosów, smogu elektromagnetycznego, wysoko przetworzonej lub zepsutej żywności, jedzenia z kuchenek mikrofalowych, leków itp. Przykładem procesu utlenienia jest zjełczałe masło, ale wolne rodniki tworzą się również w wielu produktach spożywczych smażonych lub długo przechowywanych, gdzie tłuszcze ulegają szybkiemu utlenieniu. Należą do nich: wyroby cukiernicze o długich terminach przydatności do spożycia, chipsy, frytki, krakersy, ciastka, ciasteczka, pizze, sosy sałatkowe, majonezy, produkty sero-podobne, wysoko wydajne wytwory mięsne, konserwy, rafinowane tłuszcze roślinne, produkty masłopodobne, margaryny, olej kukurydziany, słonecznikowy itp.

Wolne rodniki – to po prostu cząsteczki, atomy lub jony, które posiadają na zewnętrznej orbicie pojedynczy, nie sparowany elektron.

„Poszukując swojej pary” wykazują dużą aktywność chemiczną – czyli dążą do przyłączenia dodatkowego elektronu lub oddania tego, który jest samotny, przez co utleniają każdy związek z którym mają kontakt. Układ odpornościowy od zawsze wykorzystuje wolne rodniki do likwidowania infekcji, zabijania wirusów, bakterii, grzybów i komórek nowotworowych. Problem pojawia się wówczas, gdy ilość agresorów wymyka się spod kontroli, a organizm traci nad nimi panowanie i zaczyna produkować ich więcej niż wynika to z normalnej przemiany materii.
Wolne rodniki atakują w organizmie człowieka: białka, struktury DNA, nienasycone kwasy tłuszczowe wchodzące w skład błon komórkowych, polisacharydy lub cząsteczki tłuszczy znajdujące się we krwi. Okazało się, że lawina wolnych rodników „bombardujących” błony komórkowe nasila procesy utleniania, czyli tworzy tzw. „stres oksydacyjny”. Ciągły stres powoduje uszkodzenia w komórkach, a w efekcie gwałtownie przyspiesza procesy starzenia, prowadzi do chronicznych stanów zapalnych i rozwoju wielu chorób cywilizacyjnych.

Najnowsze badania potwierdzają, że im więcej mamy w organizmie toksyn, tym gorzej transportowane są składniki odżywcze i wolniej odnawiane komórki.

A przecież od sprawności przebiegu tych wszystkich reakcji zależy nasz stan fizyczny i psychiczny.
Ale nie jesteśmy tak całkiem bezbronni i skazani na choroby. Zdrowie i dobre samopoczucie utrzymywane są przez ciągły proces odnowy organizmu, a przemiany w organizmie zachodzą na tyle szybko, że możemy go skutecznie regenerować. W ciągu każdej minuty życia tracimy ponad 40 tys. komórek, czyli około 60 mln starych komórek znika codziennie z naszego organizmu. Proces obumierania komórek (apoptoza) jest zupełnie naturalnym zjawiskiem fizjologicznym, w zamian tworzymy nowe zdrowe komórki, pod warunkiem, że mamy budulec. I tu z pomocą może nam przyjść urozmaicona, zrównoważona dieta bogata w produkty roślinne, w tym różne przeciwutleniacze.
W diecie na co dzień nie powinno brakować nasion zbóż, płatków, kasz, w tym również jaglanej, gryczanej, ciemnego ryżu, roślin strączkowych. Warzywa możemy jadać zarówno świeże w sałatkach, jak i gotowane w zupach lub lekko parowane. Korzystne są również naturalne soki warzywne, roślinne kiszonki oraz ziarna, orzechy, skiełkowane nasiona.
Z białek powinniśmy jadać produkty mleczne od zdrowych zwierząt wypasanych na pastwiskach, zwłaszcza sfermentowane jogurty, kefiry, zsiadłe mleko, naturalne białe sery, czyste masło, śmietanę oraz jajka ekologiczne. Dodatkowo mięso i ryby z hodowli naturalnej. Tłuszcze w naturze występują razem z produktami zawierającymi białka i węglowodany. Dlatego w diecie dobrze stosować masło, masło sklarowane, oleje tłoczone na zimno zwłaszcza z oliwek, lnu, dyni. Wszystkie dodatki do potraw powinny być wyłącznie naturalne – czyli sól morska nie rafinowana i nie jodowana sztucznie, różne zioła i przyprawy roślinne. Nagminnie stosowany biały cukier i aspartam możemy zastąpić miodem, domowymi powidłami, ksylitolem, stevią czy syropem z agawy.
W efekcie białko buduje nasze komórki, w owocach, jarzynach i kaszach dostarczamy dużo enzymów, witamin, zaś w dodatkach minerały i związki biologicznie czynne, które pomagają w rozwoju organizmu i utrzymaniu równowagi procesów utleniania i redukcji, skutecznie chroniąc nasze komórki.

ANTYOKSYDANTY

Inaczej przeciwutleniacze – są to związki organiczne, które blokując wolne rodniki silnie hamują utlenianie, a tym samym – chronią komórki przed zniszczeniem.

Najlepiej poznane antyoksydanty, to witamina E, witamina C oraz beta karoten.

W rzeczywistości jest ich znacznie więcej, choćby takie jak: selen, luteina, flawonoidy, polifenole oraz inne związki roślinne, które chronią nasz organizm przed szkodliwym działaniem wolnych rodników, a ponadto odpierają ataki bakterii, wirusów i grzybów. Regularne spożywanie pokarmów zawierających flawonoidy, zwłaszcza owoców i warzyw, poprawia funkcjonowanie wszystkich układów w organizmie, zwiększając komunikację między komórkami.
Antyoksydanty, podobnie jak błonnik pokarmowy, znajdują się głównie w produktach roślinnych i mimo że z pozoru nie mają wartości odżywczych, są niezbędne dla człowieka. Przeciwutleniacze działają jak naturalna szczepionka przeciwko przedwczesnemu starzeniu się, nowotworom, chorobom serca oraz różnym chorobom cywilizacyjnym. Gdyby nie istniały przeciwutleniacze, wielu z nas padłoby ofiarą różnych infekcji, chorób zwyrodnieniowych, raka. Dr Ronald Priori udowodnił, że „zwiększając spożycie owoców i warzyw, szczególnie tych o wysokiej zawartości flawonoidów, można podnieść w krwiobiegu poziom antyoksydantów nawet o 15-20%”. Dlatego przeciwutleniacze budzą tak duże zainteresowanie nie tylko wśród naukowców ale również producentów odżywek, suplementów i kosmetyków.
Przy nagminnych błędach żywieniowych i wieloletnich problemach z organizmem, oprócz właściwych nawyków, ratunkiem dla naszego zdrowia jest coraz częściej spotykana na rynku tzw. „żywność funkcjonalna”. Zawiera ona naturalne substancje odżywcze, pochodzenia organicznego, które dostarczają niezbędne składniki budulcowe brakujące w pożywieniu.

Przy doborze produktów uzupełniających należy pamiętać, że organizm ludzki jest przystosowany tylko do łącznego wykorzystywania składników odżywczych.

Najlepszą formą uzupełnienia codziennego jedzenia jest zapewnienie dodatkowych, niewielkich ilości białek, nienasyconych kwasów tłuszczowych, witamin, składników mineralnych, enzymów, włókien roślinnych – umożliwiających zaopatrzenie organizmu we wszystkie niezbędne substancje odżywcze.
Przetwory domowe, sałatki, konfitury, keczupy babuni to nasza tradycja, ale dla zapracowanych, od kilku lat dostępne są już doskonałe liofilizowane buraki ćwikłowe z aronią oraz wieloskładnikowe jagodowe lub owocowo-warzywne mieszanki w postaci micelarnej. Ten naturalny proszek, zawierający wszystkie składniki jak w świeżej roślinie, wystarczy zmieszać z wodą i „posiłek” gotowy. Cenne są również naturalne, nie przetwarzane soki z owoców rosnących w dziewiczych rejonach świata oraz „eliksiry młodości” – na bazie jagody acai (czytaj asa-ji), które dzięki synergicznemu połączeniu z innymi owocami gwarantują zastrzyk niezbędnych antyoksydantów.
Brazylijska jagoda acai prosto z dorzecza Amazonki, rośnie tylko na szczytach ogromnych drzew palmowych w głębi deszczowych, dziewiczych lasów Ameryki Południowej.
Wśród rdzennych mieszkańców owoc ten od wieków był uważany za jeden z najzdrowszych pokarmów i panaceum na wszelkie choroby. Jagodę odkrył światowej sławy botanik i specjalista w dziedzinie zdrowego odżywiania dr Alexander Schauss, który wraz z zespołem naukowców poświęcił dziesięć lat, aby przebadać i ocenić wartość odżywczą owocu acai. Wyniki mozolnych badań przerosły najśmielsze oczekiwania badaczy. Nie tylko potwierdziły niezwykłe właściwości lecznicze odkrytej rośliny, ale również udowodniły, że owoce acai wykazują kilkadziesiąt razy mocniejsze zdolności antyoksydacyjne i przeciwzapalne niż poznane do tej pory rośliny. Nic więc dziwnego, że tak szybko likwidują stres oksydacyjny, eliminują stany zapalne, przyspieszają gojenie, pomagają w nieustannej odbudowie i regeneracji komórek organizmu.
Brakujące składniki o działaniu antyoksydacyjnym możemy również okresowo uzupełnić tabletkami lub kapsułkami, pod warunkiem, że są pochodzenia naturalnego i organicznego – np. witamina C z acerolii, błonnik z aronii, naturalna witamina E, koenzym Q 10 itd.
Musimy jednak pamiętać, że taka suplementacja nie zastąpi urozmaiconej i zrównoważonej diety, ale jest mniejszym złem niż długotrwały niedobór antyoksydantów, prowadzący do starzenia się organizmu i rozwoju różnorakich chorób.

Więcej: ceny dystrybutora, bez prowizji:

http://elemiah.mymonavie.com/

Od kilku dni dostępny jest (tylko w sprzedaży wysyłkowej) nowy numer kwartalnika SORARIUM & Fitness, w którym znajdziecie rewelacyjny artykuł Pani dr Grażyny Pająk na temat stresu antyoksydacyjnego i bezwzględnej potrzebie spożywania owoców i warzyw.
Pani dr Grażyna Pająk jest biologiem, specjalistą od odżywiania, naturoterapeutą, autorką wielu publikacji naukowych i artykułów prasowych. Współpracuje z Bielska Wyższą Szkoła im. Józefa Tyszkiewicza.

Zamieszczone 29 Styczeń 2011

Kwartalnik SOLARIUM & Fitness pisze o antyoksydantach

Więcej: ceny dystrybutora, bez prowizji:

http://elemiah.mymonavie.com/

MonaVie EMV power zdrowy NAPÓJ ENERGETYCZNY

Z radością ogłaszamy, że MonaVie EMV jest już dostępny w sprzedaży.

Ogłoszenie wprowadzenia EMV, które miało miejsce podczas Europejskiego Kongresu, spotkało się z ekscytacją w całej      Europie. Ten pyszny i orzeźwiający produkt naładuje Twoje ciało i umysł. W 80% składa się z soków owocowych, ekstraktu z zielonej herbaty oraz Palatinose® (Izomaltuloza), co sprawia, że stały strumień energii utrzymuje się przez dłuższy czas.

w sprawie zakupu – cena dystrybutora! :

http://elemiah.mymonavie.com

Lekarz M. Paruzel i leczenie pijawką

Anna Gorczyca: W Kolbuszowej lekarz użył pijawek w leczeniu pacjenta, któremu być może groziła amputacja nogi. Sprawa wyszła na jaw, dyrektor i ordynator są oburzeni postępowaniem lekarza.

Dr Maciej Paruzel: – Wcale mnie to nie dziwi. Lekarz zastosował nietypową metodę, a dyrektor zapewne dba o święty spokój.

Pan jednak używa pijawek w leczeniu.

– Ale na początku też były problemy, do tej pory niektórzy koledzy patrzą się na mnie krzywo. Jednak uważam, że gdyby nie pijawki, kilkadziesiąt palców, które przyszyłem, musiałbym amputować.

Problem z pijawkami polega na tym, że od XVII w. leczono nimi wszystko. Uważano, że ich medyczne działanie polega na upuszczaniu krwi. A to nieprawda. Pijawka wraz ze śliną wpuszcza hirudozwiązki. Jest ich od 160 do 300, a zaledwie 60 jest zidentyfikowanych. Oprócz hirudyny w ślinie pijawki są bardzo mocne antybiotyki, silne substancje przeciwzapalne, znieczulające, przeciwobrzękowe i rozkładające istniejące zakrzepy. Pijawki produkują endorfiny, zwane powszechnie hormonami szczęścia, oraz dopaminę i serotoninę. Udało się wytworzyć sztuczną hirudynę, ale nie działała tak aktywnie jak ta z pijawek. Natura okazała się doskonalsza.

Na świecie wraca się do leczenia pijawkami

– W wielu krajach pijawki są oficjalnie stosowane w szpitalach jako metoda wspomagająca leczenie. Pierwsi, już w latach 70., zaczęli je wykorzystywać Francuzi. Oficjalnie dopuścili je również Amerykanie. Tam stawianie pijawek jest refundowane. Podobnie jest w Rosji, Kanadzie, Anglii, Francji. Gdyby zostały dopuszczone również w Polsce, nie byłoby problemu, kto ma płacić za leczenie. W tej chwili mamy taką sytuację, że lekarz mówi do pacjenta: jeśli pan sobie kupi pijawki, to ja je panu postawię. Patrzymy nieufnie na lekarza wykorzystującego tę metodę leczenia, a równocześnie pijawkami legalnie leczą ludzie, którzy nie mają wykształcenia medycznego.

Żeby można było używać pijawek do leczenia, trzeba spełnić jakieś procedury…

– Pijawki muszą być ze sprawdzonego źródła. Mogą być użyte tylko raz. Utylizuje się je tak jak inny sprzęt medyczny.

A jak to się stało, że Pan trafił na pijawki albo jak pijawki trafiły do Pana?

– Kilka lat temu na międzynarodowym zjeździe lekarskim chirurdzy plastycy z Indii zapytali mnie, jak często stosujemy pijawki przy replantacji palców. Zrobiłem wielkie oczy, sądziłem, że się przesłyszałem. Zacząłem szukać informacji. Okazało się, że Francuzi już na początku lat 70. w klinice w Bordeaux użyli pijawek przy replantacji palców. Dziś hirudoterapią zajmują się poważne ośrodki badawcze na świecie.
*Maciej Paruzel – chirurg na oddziale replantacji Szpitala św. Jadwigi w Trzebnicy. Pierwszy w Polsce przyszył palce dłoni u kilkuletniego dziecka. Współautor pierwszej polskiej transplantacji przedramienia. Prowadzi badania medyczne nad hirudoterapią, czyli leczeniem pijawkami.

Źródło: Gazeta Wyborcza Rzeszów, maj 2008 r.

oryginalny tytuł: Dr Maciej Paruzel używa pijawek do leczenia

www.elemiah.pl

hirudoterapia, leczenie pijawką Bydgoszcz

Dr D.Myłek – alergolog i dermatolog – mleko zabija!

Jeszcze niedawno takie wypowiedzi przysparzały dr Danucie Myłek ze Stalowej Woli wrogów. Dziś akceptują je kolejni lekarze. I pacjenci. Jedni i drudzy czytają jej najnowszą książkę o alergiach.

Dziś niemal każdy z nas wie, że jedzenie może wywołać objawy chorobowe. Gdy matka wprowadza nowe pokarmy do diety niemowlęcia, robi to stopniowo. I obserwuje, czy maluch nie reaguje na kulinarne nowinki wysypką, katarem czy płaczem. Dla współczesnego człowieka taka wiedza to elementarz, spopularyzowany setkami artykułów, zarówno w pismach kobiecych, jak i w poważnych tygodnikach.

– I pomyśleć, że jeszcze trzy dekady temu pukano się w głowy, gdy twierdziłam, że jedzenie może mieć związek z astmą, chorobami przewodu pokarmowego, mózgu czy stawów – śmieje się dr nauk med. Danuta Myłek, alergolog i dermatolog ze Stalowej Woli.

Danuta Myłek z pasją pielęgnuje własny ogród, ma spory warzywniak, w prywatnym jeziorze hoduje ryby, a w jej kuchni jest miejsce tylko na zdrowe i naturalne produkty. (fot. Dariusz Danek)

Kontrowersyjne rady

W księgarniach właśnie pojawiła się jej najnowsza książka o alergiach. Napisane przystępnym językiem kompendium wiedzy o tym, jak zapobiegać uczuleniom i jak je leczyć. Pełna rad jak żyć i co jeść, by uniknąć szeregu chorób, które mają podłoże alergiczne w najszerszym tego słowa znaczeniu.

Część wskazówek jeszcze do niedawna traktowano jak przysłowiowy „kij w mrowisko”. Choćby twierdzenie, że na czele pokarmów, które nam szkodzą, jest mleko krowie.

– Denerwuję się, gdy słyszę, jak dzieciom uparcie kładzie się do głowy: „Pij mleko – będziesz wielki”. To dobra rada dla cielęcia! Zawsze wtedy dojadę: Będzie wielkim, ale alergikiem – mówi lekarka.

Wojnę wypowiedziała także rosołowi, sztandarowej polskiej zupie, która gości na niedzielnych i świątecznych stołach. Zupie, która urosła do rangi naturalnego leku, gotowanego zawsze, gdy któryś z domowników kicha i prycha.

– Żadnych wywarów na kościach i mięsie – powtarzam pacjentom. – A na czym? – pytają. – A na wodzie – odpowiadam – mówi ze śmiechem dr Myłek.

I argumentuje: – Przecież w zupie najcenniejsze są witaminy i minerały z warzyw. A z kości i mięsa do bulionu trafiają hormony wzrostu, antybiotyki i inne szkodliwe substancje, którymi faszerowano zwierzęta w przemysłowych hodowlach. Dlatego jeśli ktoś chce przygotować rosół to tylko z babcinego drobiu lub z gospodarstwa ekologicznego.

Też była alergikiem

Dr Myłek przyznaje, że nie zostałaby alergologiem, gdyby sama od dziecka nie cierpiała na ciężką alergię. Z chorobami, które były tego skutkiem, borykała się przez długie lata.

– W dzieciństwie miałam atopowe zapalenie skóry, później obrzęki stawów i krtani, polipy, przewlekłe zapalenie zatok, problemy z układem pokarmowym, migrenę, astmę, urodziłam martwe dziecko. Przełomem był wyjazd wraz z mężem do Indii pod koniec lat siedemdziesiątych – wspomina.

Po kilku miesiącach pobytu w nowym kraju kłopoty ze zdrowiem zaczęły stopniowo maleć.

– Wróciłam o połowę zdrowsza. Co mogło na to wpłynąć? Doszłam do wniosku, że jedyną istotną różnicą pomiędzy życiem w Indiach i w kraju było jedzenie. Tam nie jadłam wieprzowiny, ziemniaków, mniej pszennej mąki bogatej w gluten, więcej warzyw, owoców i orzechów – wylicza pani Danuta.

Kolejnym krokiem milowym był pobyt w Angoli, w Afryce, gdzie dr Myłek, wówczas świeżo upieczony dermatolog, pracowała w klinice dermatologicznej Szpitala Uniwersyteckiego w Luandzie.

– Była tam wspaniała biblioteka lekarska, w której znalazłam zachodnie publikacje mówiące o związkach pomiędzy występowaniem alergii a dietą. Okazało się, że moje przemyślenia na ten temat szły w dobrym kierunku. Zrozumiałam, że odnalazłam swoją zawodową ścieżkę – mówi.

Był początek lat 80., gdy rodzina Myłków wróciła do Stalowej Woli. Pani Danuta miała w głowie gotowy plan doktoratu i aspiracje, by zrobić specjalizację alergologiczną. W Polsce, wśród dermatologów, było wówczas zaledwie kilkunastu specjalistów w tej dziedzinie.

– I choć moje poglądy raczej nie przysparzały mi zwolenników, uparłam się dopiąć swego. Zajęło mi to kilka lat, ale się udało – wspomina lekarka.

Choć po stażu w Helsinkach mogła praktykować w najlepszych klinikach na świecie czy pracować dla UNICEF-u, wybrała rodzinne miasto. W Stalowej Woli utworzyła wojewódzką przychodnię alergologiczną z prawdziwego zdarzenia, potem zainicjowała powstanie przedszkola dla małych alergików. Jeździła po całej Polsce z wykładami, w których przekonywała, że mleko matki to najlepszy pokarm dla jej nowo narodzonego dziecka.

– To jedno z moich największych zawodowych osiągnięć. Wraz z garstką innych zapaleńców udało nam się przywrócić dzieciom pierś matki. Wcześniej, bo od początku lat 60. twierdzono przecież, że nie ma znaczenia: mleko matki czy krowy. Dziś trudno uwierzyć, że zastępy kobiet przez trzy dekady wierzyły w taką piramidalną, pesudonaukową bzdurę! – kręci głową dr Myłek

Sama uprawia warzywa

Rady, których udziela pacjentom, wcześniej przetestowała na sobie. W ogrodzie, który pielęgnuje z pasją, ma spory warzywniak. W kuchni jest miejsce tylko na zdrowe i naturalne produkty.

– Nie jem wieprzowiny, nie piję mleka i kawy. Jeśli chleb, to tylko z żytniej razowej mąki, pieczony na zakwasie. Na moim stole codziennie goszczą ryby, kasze, świeże warzywa i owce, nasiona oleiste. Mięso jem rzadko: ekologiczny drób, wołowinę – wymienia dr Myłek.

Dieta, której hołduje, nie tylko uwolniła ją od licznych dolegliwości, ale zapewniła także zgrabną, szczupłą sylwetkę.

– Swój udział w tym ma także regularny ruch – dodaje pani Danuta. – Dwa razy w tygodniu tańczę z mężem w zespole tańca towarzyskiego, codziennie pływam w jeziorze, jeżdżę na rowerze, łyżwach.

Renoma dr Myłek wykracza poza granice naszego kraju. Do poradni, w których przyjmuje, przyjeżdżają pacjenci z całego świata.

Pisze książkę kucharską

Choć jest już na emeryturze, wciąż leczy chorych, a w ub. roku prowadziła w TVN Style program na temat zdrowego stylu życia. Teraz pisze kolejny poradnik. Tym razem będzie to książka kucharska z przepisami dla alergików. Wydawca, duża ogólnopolska firma, już nie może się doczekać.

– To będzie bestseller. Wszystko, co zaproponuję wcześniej ugotuję sama – zapowiada bez fałszywej skromności lekarka.

Gdy próbujemy pieczonego halibuta, podanego w towarzystwie faszerowanej cukinii makaronowej i duszonej marchewki z orzechami, nie mamy wątpliwości, że tak właśnie się stanie.

Tytuł oryginału: Danuta Myłek miała rację. Mleko szkodzi, nie jedzmy rosołów, precz z fast-foodami!

źródło: http://www.nowiny24.pl/

www.elemiah.pl

Mleko – cichy zabójca. Mleko szkodzi.

Mleko – cichy zabójca

Mleko towarzyszy nam od lat, jest stałym elementem posiłków, zwłaszcza dzieci. I choć nie ulega wątpliwoœści, że ma unikatowe walory odżywcze, może też stanowić zagrożenie dla naszego zdrowia. Mówi o tym umieszczony w Internecie raport „No Milk Introducion (www.panix.com/~nomilk/intro.htm) czyli „Bez mleka”. Autor – nowozelandzki badacz dr Coririe Mc Lachlan ostrzega przed piciem mleka, które może mieć niekorzystny wpływ między innymi na nasze serce, przewód pokarmowy, powodować alergie. Podobnie przed podawaniem mleka dzieciom protestują lekarze z białostockiej Akademii Medycznej na stronach internetowych III Kliniki Chorób Dziecięcych. Żadnego mleka dzieciom!

Co nam szkodzi

Najbardziej kontrowersyjnym składnikiem mleka jest laktoza – dwucukier. 30 procent ludzi nie toleruje tego cukru, nie ma bowiem w ich organizmie laktazy – enzymu, który rozkłada laktozę na cukry proste.

–  Wówczas faktycznie pojawiają się zaburzenia w układzie pokarmowym: biegunki, bóle brzucha, wzdęcia, itp. – tłumaczy Zofia Gruszczyńska z działu żywienia i żywnoœci Wojewódzkiej Stacji Sanitarno-Epidemiologicznej w Kielcach. Jest to wada genetyczna, a czasami spowodowana… zbyt długą przerwą w spożywaniu mleka. Nieużywany enzym zanika. Ale na to jest rada: trzeba zrezygnować z mleka słodkiego i zastąpić je mlecznymi produktami sfermentowanymi, serem, gdzie laktoza jest rozłożona przez bakterie. Dla osób, które z kolei nie tolerują kwaśnego smaku jest słodkie mleko acidofilne – też zawiera bakterie rozkładające laktozę.

Bezpłodnoœć po pasteryzacji

Znany jest ujemny wpływ na nasze zdrowie tłuszczu: jest miażdżycotwórczy, spożywany w zbyt dużych iloœciach powoduje choroby serca, naczyń krwionośnych, sprzyja między innymi wylewom, udarom, a także powstawaniu niektórych nowotworów. I tu pojawia się kolejny problem: w sklepach mamy duży wybór mleka odtłuszczanego poddanego pasteryzacji. Do końca nie wiadomo, jak proces podgrzewania działa na florę bakteryjną zawartą w mleku. Ponadto przy działaniu wysokiej temperatury œścina się białko. Żołądek nie zawsze może sobie poradzić z jego trawieniem i może dojœć do sensacji pokarmowych. Oczywiście nie u wszystkich. Natomiast z badań przeprowadzonych jeszcze w latach trzydziestych przez amerykańskiego naukowca, dr. M. Pottenegera, na kotach wynikało, że już w trzecim pokoleniu karmione właśnie pasteryzowanym mlekiem zwierzęta stawały się bezpłodne. Wniosek – znacznie zdrowsze jest nie gotowane mleko prosto od krowy. Tyle że znów ten tłuszcz i koło się zmyka.

Alergia, cukrzyca

Mleko może wywoływać też alergie.
– Zdarza się to często u dzieci – wyjaśnia Małgorzata Grabowska-Olejarczyk, dermatolog. -Dlatego z wprowadzeniem mleka krowiego do diety dziecka trzeba postępować ostrożnie. Nie jestem przeciwnikiem tego napoju, uważam go za cenny, ale podajmy je na początku w niewielkich ilościach, obserwujmy malucha. A dla dzieci najzdrowsze jest mleko matki.
– Dziecko powinno być na mleku kobiecym jak najdłużej – mówi Z. Gruszczyńska. – Jeżeli z jakiœ powodów kobieta traci pokarm, to na pewno do roku nie zastępujemy go mlekiem krowim, ale kupujemy specjalne odżywki, które są składem zbliżone właśnie do kobiecego pokarmu. Potwierdzają to badania diabetologów. Dzieci wychowane na mleku kobiecym znacznie rzadziej w przyszłoœci chorują na cukrzycę, która stała się epidemią XXI wieku.

Tombak – wróg mleka

Natomiast ogromnym przeciwnikiem picia mleka przez osoby dorosłe jest znany specjalista medycyny naturalnej, prof. Michał Tombak. W swojej „Drodze do zdrowia” napisał między innymi:

– Żaden żyjący na wolnoœci ssak na œświecie (prócz człowieka), będąc dorosłym osobnikiem nie spożywa mleka. Tak urządziła to natura… Układ pokarmowy człowieka zbudowany jest inaczej niż krowy. Krowie mleko dostając się do żołądka człowieka, pod wpływem kwaśnych soków żołądkowych, ścina się, tworząc substancję przypominającą twaróg. Ten twaróg oblepia czasem inne pokarmy… Uważa on, że dorosły człowiek może spożywać tylko mleko„nadtrawione: kefir, jogurt. Zgodnie z chińską medycyną zdrowe są również twaróg (ale wyłącznie tłusty i przyprawiony na ostro), jogurt tylko naturalny bez owoców i cukru. Wszystkie inne mleczne produkty powodują nadprodukcję wilgoci w organizmie skutkując częstymi chorobami.

Połowa kłamstw

Jednak zdaniem Z. Gruszczyńskiej, a takie są też wytyczne Polskiego Instytutu żywienia i żywności (i nic nie wskazuje by miały się w najbliższym czasie zmienić) pomijając wszystkie powyższe zastrzeżenia, mleko i przetwory mleczne należą do najwartościowszych w naszej diecie.
– Jeżeli tylko nie ma indywidualnych przeszkód to aktualnie obowiązujące zasady zdrowego żywienia mówią o koniecznoœci wypijania pół litra szklanki mleka dziennie. Chodzi głównie o zaopatrzenie organizmu w wapń, jeden z podstawowych mikropierwiastków. Oczywiście, mleko można zastąpić twarogiem, jogurtem, kefirem. Ja w ogóle wyznaję zasadę: by zdrowo żyć stosujmy zasadę trzech U – urozmaicenie, uregulowanie, umiarkowanie i uprawianie wysiłku. I nie popadajmy ze skrajnoœści w skrajność. Potwierdza to Anna Strączyńska, lekarz reumatolog, specjalizująca się w leczeniu osteoporozy. – Jeżeli już dziecku, a przede wszystkim dorastającej młodzieży nie zapewni się odpowiedniej ilości wapnia, i to właśnie z mleka, które jest najlepiej przyswajalne i ma korzystny wpływ na gęstoœć tkanki kostnej, to w przyszłoœci będzie miało problemy z kręgosłupem, złamaniami i oczywiście osteoporozą – twierdzi lekarka. – Wiem, ciągle pojawiają się jakieœ doniesienia przeczące temu, co nas uczono do tej pory, ale nikt nam nie przedstawił swojego oficjalnego stanowiska i nie kazał zmieniać diety naszym pacjentom. Dlatego do tych wszelkich nowinek podchodziłabym z dużą ostrożnością. – Wartoœć mleka – jak na razie jest niekwestionowana – dodaje Jan Krzysztof Bartel, dyrektor Wojewódzkiej Stacji Sanitarno-Epidemiologicznej. – Być może, gdy doniesienia o jego szkodliwoœści zostaną poparte systematycznymi badaniami klinicznymi i dopiero się potwierdzą, przyjdzie nam zweryfikować nasze podjecie do żywienia. Kto ma więc rację? Najlepiej chyba rozstrzyga, a właściwie nie rozstrzyga dr Dean Burwell, który przemawiając do studentów medycyny Uniwersytetu w Harvardzie stwierdził: – Połowa z tego, co was nauczyliœmy, jest nieprawdą. Niestety, nie wiemy, która…

BEATA ALUKIEWICZ, Magazyn Słowo Ludu, numer 2311, s. 10.
Tytuł oryginalny: Pij mleko i choruj

www.elemiah.pl

co zawiera mleko:
– białko zwierzęce,
– wapń
– fosfor
– tłuszcz
– witaminy A i D, B2, B12, betacaroten
– węglowodany (laktoza)

Pij mleko – będziesz kaleką!

Akupunktura – nadzieja

Akupunktura – nadzieja na końcu igły

„Wszystko na świecie i we Wszechświecie jest powiązane z pięcioma żywiołami, a istoty ludzkie nie są tu żadnym wyjątkiem”.

Ling Shu

Nieprawdopodobne, a jednak prawdziwe!
W istocie rzeczy – igłą można usuwać choroby!

Choroby nie tylko ciała, ale również psychiki i ducha. Jak to jest możliwe? Przecież wiemy ile leków konsumuje przeciętny człowiek, aby poradzić sobie z dolegliwościami ciała takimi jak artretyzm, bóle kręgosłupa, nadciśnienie tętnicze, bóle wątroby i żołądka, oraz dolegliwościami psychiki czy ducha takimi jak nerwice, depresje czy anoreksja. Ponadto ile osób skarży się na złe samopoczucie i poszukuje rozwiązań połykając różne specyfiki farmaceutyczne z nadzieją, ze poczują się lepiej. A przecież rozwiązanie wielu z wymienionych problemów może być na końcu igły umieszczonej w odpowiednim punkcie ciała człowieka przez wykwalifikowanego specjalistę w zakresie akupunktury

Zacznijmy jednak od początku.

Kluczowym elementem filozofii Tradycyjnej Medycyny Chińskiej jest koncept pięciu przemian / żywiołów. Każdy z żywiołów manifestuje swoją obecność w sferze fizycznej, psychicznej i duchowej człowieka. Objawem zdrowia jest brak manifestacji żywiołów w wymienionych sferach. Pojawienie się choroby daje manifestację żywiołów, czyli zaburzenie ich harmonii.

„Pięć żywiołów to Woda, Ogień Drzewo, Metal i Ziemia.
Woda sączy się w dół.
Ogień rozbłyska do góry.
Las może się pochylić i wyprostować.
Metal może zostać uformowany i może stwardnieć,.
Ziemia pozwala na siew, wzrost i życie”.
Shang Shu

Człowiek współczesny, oślepiony postępem technologii,. zapomina o wpływie pięciu żywiołów na jego zdrowie. Zachwycony osiągnięciami technologii sądzi, że rozumem może przechytrzyć odwieczne prawa harmonii przyrody i wszechświata. Konsekwencje takiego stanu rzeczy są tragiczne w skutkach: gwałtowny przyrost nieuleczalnych chorób, trudny do opanowania poziom stresu, zanik wielu gatunków flory i fauny to tylko nieliczne przykłady. Żywioły przyrody pozostają jednak poza możliwościami kontroli przez człowieka, o czym regularnie donoszą media.

Konsekwencji takiego stanu rzeczy należy poszukiwać w rozwoju filozofii myśli naukowej, której początek pochodzi z okresu, kiedy to odrzucono aspekty niematerialne bytu człowieka, zaś filozofia naukowa została zdominowana prze koncept mechanistyczny, albo inaczej redukcjonistyczny; czyli wszystko można rozłożyć na części składowe i w sposób analityczny badać ich działanie, tracąc jednak umiejętność rozpoznania roli jaką spełnia poszczególna część, kiedy rozważana jest w koncepcie całości.

Zgodnie z kanonami Tradycyjnej Medycyny Chińskiej, organizm ludzki stanowi niepodzielną część Kosmosu. Jego życie i zmienność nieprzerwanie podlegają wpływom otaczającej przyrody. Przyroda jest zjednoczonym systemem z wzajemnie dopełniającymi się aspektami YIN i YANG, które znajdują się w stanie stałego ruchu i ciągle się uzupełniają.

Kiedy elementy przyrody są w równowadze, życie kwitnie w harmonii. Kiedy bilans wzajemnie oddziałujących sił zostaje zaburzony, następuje katastrofa w ustroju człowieka, rozpoznawana jak ochoroba. Przez całe tysiąclecia lekarze i filozofowie chińscy obserwowali i studiowali przyrodę próbując znaleźć tajemnice wzajemnych oddziaływań. W najstarszym kompendium wiedzy medycznej, Neijing, napisanym w II w. p.n.e. zostało napisane:

„Utrzymanie porządku, a nie poprawianie nieporządku jest najwyższą zasadą mądrości. Leczenie choroby, w momencie, w którym ona już się ujawniła – to samo, co kopać studnię, żeby zaspokoić pragnienie lub kuć broń, kiedy walka się rozpoczęła”.

Jeżeli przyjmiemy, że Kosmos jest strukturą makro, to człowiek biedzie struktura mikro. Założenie to jest podstawą Tradycyjnej Medycyny Chińskiej. Zatem studiowanie praw rządzących Wszechświatem i przyrodą jest źródłem harmonii, czyli zdrowia człowieka. Brak rozpoznawalności tych praw nieubłaganie prowadzi do załamania zdrowia.

Niektórzy ludzie odrzucają Tradycyjną Medycynę Chińską, dlatego że nie pasuje ona do przyjętego, współczesnego modelu widzenia świata. Uważają ją za ekscentryczną szarlatanerię. Inni kwestionują metody badania i leczenia wypracowane przez lekarzy Starożytnego Wschodu, narosłymi od lat mitami i legendami. Medycyna Starożytnych Chin wytrzymała najwartościowszą próbę czasu. Jej osiągnięcia w dziedzinie medycyny zostały wielokrotnie zweryfikowane i potwierdzone przez instytuty badawcze na całym świecie.

Powodzenia Tradycyjnej Medycyny Chińskiej należy poszukiwać w konsekwentnym i systematycznym rozpoznaniu filozofii harmonii Wszechświata i przyrody, obejmującej wszystkie aspekty życia ludzkiego.

Filozofia Tradycyjnej Medycyny Chińskiej umożliwia człowiekowi uświadomienie sobie, że jest on częścią wszechświata i zobowiązany jest przestrzegać rządzących nim prawami, z których zasadnicze to prawo pięciu żywiołów i koncept YIN (odpoczynku) i YANG (aktywności). Filozofia ta uwzględnia aspekty czasu i przestrzeni, świadomości i materii, choroby i zdrowia.

Zdrowie człowieka jest najcenniejszym aspektem jego ziemskiego bytu. Filozofia każdego systemu medycznego ma mocne i słabe strony. Połączenie tego, co najlepsze, z istniejących systemów medycznych, będzie w zgodzie z podstawowym prawem Wszechświata, tj. harmonii.

Najbardziej fascynującą dla Europejczyków terapią Tradycyjnej Medycyny Chińskiej jest akupunktura. Zakorzeniona jest ona w kanonach filozofii 5 elementów i umiejętnie harmonizuje przepływ energii Ch’i w ustroju człowieka przywracając harmonię w sferze fizycznej, psychicznej i duchowej. Stosowana profilaktycznie optymalizuje wielopoziomowy rozwój człowieka i pozwala utrzymać dobre zdrowie.

Zadajmy sobie zatem pytanie:

Jak to możliwe, że igła może wspomóc proces powrotu do zdrowia?

Według filozofii TMCh cale ciało człowieka pokryte jest siateczką kanałów, którą płynie energia Ch’i (czytaj “czi”). Skąd ta energia? Czy jest ona tylko wynikiem przekonań narodu chińskiego, czy istnieje ona naprawdę? Mówimy przecież o energii życia, energii działania, energii elektrycznej, elektromagnetycznej, fizycznej, psychicznej i duchowej. Już w pierwszej połowie XX Albert Einstein, Europejczyk, zauważył, ze E=mc2 (E = energia; m = masa; c = prędkość swiatła). W fizyce do dziś toczą się spory na temat, czy masa nie jest po prostu jakąś formą „uwięzionej” energii. Opisane dokładnie przez Chińczyków 3 tysiące lata temu kanały energetyczne, zwane meridianami, które tworzą wspomnianą wcześniej siateczkę są weryfikowalne przez współczesną naukę. Na kanałach tych znajdują się miejsca, punkty akupunktury, w których dochodzi do koncentracji energii Ch’i i właśnie te miejsca są nakłuwane igłami do akupunktury. Igły do akupunktury są bardzo cienkie i tylko wprawna dłoń specjalisty akupunktury jest w stanie prawidłowo zlokalizować punkt akupunktury i umieścić w nim igłę, która po nawiązaniu kontaktu z Ch’i jest wyciągnięta. Przez punkty akupunktury nie przebiegają naczynia krwionośne, zatem po wyciągnięciu igły nie pojawia się w tym miejscu kropelka krwi.

Nasuwa się jednak kolejne pytanie. Co robi igła, że przywraca ona zdrowie? Zasadniczym zadaniem nakłuwania punktu akupunktury jest stworzenie warunków do harmonijnego przepływu Ch’i w ustroju człowieka. Harmonijny przepływ Ch’i w ustroju człowieka jest gwarantem, wg filozofii TMCh, dobrego zdrowia zarówno fizycznego jak i psychicznego.

Punktów akupunktury na powierzchni ludzkiego ciała jest dużo. Klasycznie uważa się ze jest ich około 365, ale odkrycia naukowe potwierdzają, ze jest ich coraz więcej. Który punkt należy nakłuć i w jaki sposób uzależnione jest od wielu czynników. Specjalista akupunktury zanim wyselekcjonuje punkt do nakłucia zobowiązany jest zebrać historie choroby pacjenta, usłyszeć o jego nawykach żywieniowych, otrzymać informacje o procesach fizjologicznych ustroju człowieka, a przede wszystkim powinien być w stanie zinterpretować, w systemie pięciu żywiołów (Ogień, Ziemia, Metal, Woda i Drzewo), kolor twarzy chorego, barwę jego głosu, woń jego ciała oraz dominująca skłonność do radości, współczucia, smutku, trwogi czy gniewu. Ponadto, specjalista akupunktury odczytuje na lewej i prawej tętnicy promieniowej, w rejonie nadgarstka, po sześć pulsów na każdej stronie (w sumie 12), które informują go o przepływie energii Chi w poszczególnych kanałach energetycznych ustroju człowieka. Kanały energetyczne biorą swój początek w narządach wewnętrznych ustroju człowieka, toteż prawidłowa interpretacja powyższych pulsów ma kluczowe znaczenie w wyborze punktów akupunktury do nakłuwania. Nie bez znaczenia dla specjalisty akupunktury jest obejrzenie języka chorego zarówno z góry jak i dołu. Kształt i charakter nalotu języka chorego mówi dużo o zdrowiu jego właściciela i stanowi dodatkowe źródło informacji dla specjalisty akupunktury.

mgr Janusz Zerbst
Dyrektor
Szkoły Akupunktury Tradycyjnej
www.elemiah.pl

Izomaltuloza – węglowodany

Intensywny wysiłek fizyczny drastycznie zwiększa zapotrzebowanie organizmu na energię.

Sportowiec potrzebuje średnio 30% więcej kalorii w diecie niż jego nietrenujący rówieśnik. W okresie częstych i długotrwałych treningów należy pamiętać, aby składniki diety będące źródłem energii były przez organizm łatwo trawione, wchłaniane i spalane, a ich nadwyżki skutecznie magazynowane w formie szybko dostępnych zapasów.

Spośród wszystkich składników energetycznych dostarczanych w pokarmie, jedynie węglowodany spełniają powyższe warunki, dlatego ich udział w diecie sportowców jest szczególnie ważny. Ale czy każdy ich rodzaj jest tak samo skuteczny?


Do tej pory producenci preparatów wspomagających wysiłek sportowy zwracali uwagę, by odżywki energetyczne charakteryzowały się możliwie szybką wchłanialnością, co wydaje się szczególnie ważne z punktu widzenia regeneracji powysiłkowej. Jak wynika z badań, spożycie odpowiedniej dawki szybkowchłanialnych węglowodanów bezpośrednio po wysiłku gwarantuje w ciągu 2 godzin 1,5 razy szybsze tempo odbudowy glikogenu mięśniowego. To niezwykle istotne, zważywszy na fakt, że pełna resynteza tego składnika następuje dość wolno i niekiedy potrzeba aż doby, by jego poziom powrócił do właściwej normy. Szybkowchłanialne preparaty oparte o glukozę i maltodekstryny stały się podstawą potreningowej odnowy rezerw energetycznych w mięśniach.
Wysoki indeks glikemiczny powszechnie stosowanych węglowodanów wpływa także na jeszcze jeden „mechanizm”, po spożyciu szybkowchłanialnego cukru następuje wyraźny wyrzut insuliny – silnie anabolicznego hormonu, który między innymi wzmaga regenerację uszkodzonych tkanek.

Stosowanie węglowodanów o tzw szybkim tempie wchłaniania bezpośrednio po treningu jest niewątpliwe istotne z punktu widzenia intensywnych wysiłków wytrzymałościowych (kolarze, biegacze) lub interwałowych (piłkarze), które prowadzą do wyraźnego uszczuplenia rezerw glikogenu w mięśniach. Jednak czy ten rodzaj cukru będzie tak samo przydatny po treningu siłowym?

Zakres zachodzących przemian energetycznych w treningu wytrzymałościowym i siłowym jest diametralnie inny. W pierwszym przypadku zasadniczym źródłem energii dla pracy mięśniowej są węglowodany, w drugim fosfokreatyna. Zatem, czy dawkowanie skoncentrowanej porcji szybkowchłanialnego cukru po treningu siłowym, kiedy organizm nie nadwyręża istotnie zasobów glikogenu, jest zasadne? Jak się okazuje, spożywanie dużej ilości węglowodanów w formie napojów typu Carbo czy wysokocukrowych gainerów, nie ma istotnego wpływu na odbudowę rezerw energetycznych, za to sprzyja rozwojowi tkanki tłuszczowej Oczywiście, można oponować, że celem spożywania węglowodanów nie jest odbudowa glikogenu, lecz dostarczenie organizmowi odpowiedniej porcji energii do syntezy białek. I jest w tym wiele prawdy Spożycie aminokwasów w otoczeniu odpowiedniej porcji węglowodanów pozwala istotnie spotęgować proces anabolizmu i tym samym przyczynić się do wzrostu siły i masy mięśniowej Czy jednak najlepszym do tego źródłem powinny być glukoza i maltodekstryny – węglowodany, które obok uruchamiania procesów anabolicznych silnie potęgują wzrost tłuszczu?
W takich dyscyplinach jak kulturystyka i fitness niezwykle istotne jest, by składniki energetyczne diety cechowały się skutecznym wskaźnikiem anabolicznym, umożliwiającym szybkie tempo regeneracji, ale jednocześnie nie stawały się zagrożeniem dla prawidłowej budowy ciała
Przez ostatnie lata podjęto wiele prób znalezienia odpowiedniego rodzaju węglowodanów, których spożycie po treningu siłowym będzie korelować zarówno ze wzrostem syntezy białek jak również redukcją tłuszczu

Izomaltuloza – nowe, niezwykłe odkrycie

Prawdziwy przełom przyniosło odkrycie izomaltulozy. Chemicznie, ten rodzaj węglowodanów przypomina do złudzenia sacharozę. Podobieństwo jest ogromne.
Jeden i drugi rodzaj cukru jest disacharydem składającym się z glukozy i fruktozy.  Różnica polega w połączeniu obu monosacharydów. W sacharozie, glukoza i fruktoza połączona jest niestabilnym tzw wiązaniem 1,2 glikozydowym, z kolei w izomaltulozie cukry te związane są znacznie bardziej trwałym wiązaniem 1,6 glikozydowym. Jeden i drugi rodzaj wiązania chemicznego jest trawiony przez ustrój człowieka, jednak tempo rozpadu izomaltulozy jest znacznie wolniejsze.

Dla sportowca ma to kolosalne znaczenie! Szczególnie w odniesieniu do zawodników dyscyplin siłowych, których celem jest wzrost masywnej i odtłuszczonej sylwetki. Izomaltuloza ma bardzo niski indeks glikemiczny na poziomie IG=32. To oznacza, że tempo wchłaniania tego składnika jest tak wolne jak białej ugotowanej fasoli.

Spożycie izomaltulozy nie powoduje zatem agresywnego wzrostu cukru we krwi, a tym samym wyrzutu insuliny która potęguje rozrost tłuszczu. Oczywiście nauka dostarcza na to niezbite dowody (J.Nutrition 2007; 137(5):1143-8). Achten i wsp. porównując działanie sacharozy i izomaltulozy dostrzegli znaczną różnicę, jeżeli chodzi o wpływ obu rodzajów cukrów na poziom insuliny i tempo spalania tłuszczu. Jak zauważono w badaniach przeprowadzonych na 10 wytrenowanych sportowcach prowadzących odpowiednio zaprojektowany trening rowerowy, tempo zużywania węglowodanów było wyższe u zawodników spożywających sacharozę niż izomaltulozę. W pierwszej grupie zaobserwowano także wyższy wyrzut insuliny po 30 min od spożycia cukru a także słabsze spalania tłuszczu.
Zasugerowano, że zastąpienie szybkowchłanialnych cukrów izomaltulozą może profilaktycznie hamować rozwój masy tłuszczowej ciała. To niewątpliwie istotna wiadomość nie tylko dla osób borykających się z nadwaga ale także wszystkich sportowców zainteresowanych utrzymaniem wysokiej jakości sylwetki

W przypadku osób uprawiających kulturystykę i fitness warto zwrócić uwagę jeszcze na jeden pozytywny aspekt stosowania izomaltulozy.
Jak wykazano w badaniach Departamentu Żywienia Klinicznego Instytutu Zdrowia i Nauk Biologicznych w Japonii (Metabolism 2007; Jan: 56(1): 115-21) stosowanie izomaltulozy może mieć korzystny wpływ na zwiększenie zatrzymywania wapnia w tkance kostnej, w warunkach niedoboru tego minerału. Jak wiadomo, wiele osób uprawiających kulturystykę ogranicza spożywanie mleka i produktów mlecznych, będących źródłem tego składnika. Stworzenie możliwości lepszego wykorzystania tego składnika wydaje się więc bardzo istotne

Czy izomaltuloza jest bezpieczna dla zdrowia?

Jak dotąd nie ma żadnych informacji, które sugerowałyby, że stosowanie izomaltulozy, nawet w dużych dawkach może odbić się negatywnie na stanie naszego zdrowia. Jest to zupełnie naturalny składnik żywieniowy.

W badaniach (Lina i wsp. Food Chem Toxicol. 2002 Oct; 40(10):1375-81) nie wykazano żadnej toksyczności tego cukru, nie zaobserwowano też negatywnych następstw jelitowych przy dawcę sięgającej 50 g na porcje.

Z analizy różnych prac poglądowych, dobitnie wynika, że izomaltuloza może być doskonałą alternatywą dla sacharozy w diecie jak również dla glukozy i fruktozy. Zwracając uwagę na korzyści ze stosowania izomaltulozy, warto także zaakcentować fakt, że mimo podobieństw do zwykłego cukru, w przeciwieństwie do niego, izomaltuloza nie wywołuje efektu próchniczego. Jej stosowanie wydaje się więc nader korzystne.

Darek Szukała

źródło:

http://www.extralarge.pl/

Masaż Shiatsu metoda, zasady wykonywania, skuteczność

Masaż Shiatsu o pochodzeniu metody, zasadach wykonywania i oddziaływaniu

Shiatsu jest masażem uciskowym wywodzącym się z Japonii. W języku japońskim nazwa oznacza „leczniczy ucisk dłoni”. Nierzadko bywa nazywany także masażem punktowym, akupresurą, akupunkturą bez igieł.

Pochodzenie Shiatsu

Nawiązuje on do mającego kilka tysięcy lat masażu chińskiego (tui-na) i zasad medycyny chińskiej. Szczególnie aktywny w rozwijaniu takiego ujęcia był nauczyciel Shizuto Masunaga. Ale siatsu bardzo mocno nawiązuje także do współczesnej medycyny zachodniej. I owe podejście akcentował zwłaszcza Tokurijo Namikoshi.

Działanie masażu Shiatsu

Przede wszystkim relaksuje i regeneruje oraz zmniejsza poziom bólu.

W układzie mięśniowo-kostnym zwiększa ruchomość stawów i elastyczność mięśni, skutecznie zmniejsza poziom bólów kręgosłupa i kończyn.

Poprawia samopoczucie psychiczne, czyli redukuje stres, zmniejsza poziom depresji, wywołuje równowagę emocjonalną, poprawia kontakt ze swoim ciałem, powoduje wzrost samoakceptacji i poczucia własnej wartości, wyzwala przypływ energii wewnętrznej i pozytywne nastawienie do życia.

Zauważalne są istotne zmiany fizjologiczne, poprawia krążenie krwi, limfy i innych płynów organicznych, poprawia funkcje obwodowego układu nerwowego, zwiększa dokrwienie (dotlenienie i dożywienie) wszystkich tkanek, wzmacnia narządy wewnętrzne (nerki, wątroba, serce, żołądek, śledziona, jelita, płuca).

Badania laboratoryjne wykazują, że masaż Shiatsu zmniejsza poziom hormonów stresowych (noradrenalina, adrenalina, kortyzol), równoważy aktywność obu półkul mózgowych (pomiary za pomocą EEG), poprawia funkcje oddechowe, pobudza receptory nacisku.

Masaż ten powoduje wzrost aktywności nerwu błędnego oraz wzrost aktywności parasympatycznego układu nerwowego (w obrębie układu autonomicznego).

Techniki masażu Shiatsu

– uciskanie kciukiem
– nacisk całą dłonią
– uciskanie czterema palcami dłoni
– pulsowanie ciała całą dłonią lub czterema palcami
– pulsowanie ciała z wykorzystaniem stopy pacjenta
– rotacja w stawach (nadgarstkowy, łokciowy, barkowy, skokowy, kolanowy, biodrowy)
– naciąganie kończyn (dolnej, górnej, jednej lub obu).

Siła nacisku

Szukamy optymalną siłę nacisku dla danego pacjenta. Najlepiej na początku zabiegu uzgodnić, jaki poziom nacisku nie jest nadmiernie bolesny. Zbyt słaby nacisk niekiedy może powodować łaskotanie. Bardziej komfortowo odczuwany jest zazwyczaj nieco mocniejszy nacisk, wykonywany spokojnie i płynnie, dający poczucie oparcia i ugruntowania. Siła tego nacisku nie powinna jednak przekraczać granicy bólu, aby nie wywoływać reakcji spinania się pacjenta.

Punkty akupunkturowe z medycyny chińskiej mogą być lokalizowane także przy pomocy współczesnej aparatury elektronicznej, gdyż wykazują odmienną oporność skóry, niż pozostałe rejony ciała.

Tomasz Piotrkiewicz
masażysta
terapeuta masażu shiatsu
www.elemiah.pl

Krwiożercza pijawka jak żywa apteka

Dr Włodzimierz Berestowski powtarza, że pijawki pomagają w wielu chorobach, ale nie są panaceum na wszystkie (© Grzegorz Dembiński)

Na ich widok większość otrząsa się z obrzydzeniem. Niesłusznie. Pokryte oślizłą skórą pijawki są prawdziwymi sprzymierzeńcami człowieka. Oferują nam ponad sto leczniczych substancji. Leczyły Kleopatrę i leczą Wielkopolan, którzy ufnie oddają im swoją krew. Nie za darmo – pisze Danuta Pawlicka

Coś za coś. Odrobina krwi, która jest niezbędna do życia pijawki, jest zapłatą za jej leczniczą usługę. Spotkanie z jej przyssawką, którą przyczepia się do ciała, jest o wiele mniej bolesne od zastrzyku. Człowiek ledwie poczuje ostre ząbki, stanowiące miniaturową piłę, która przecina skórę, aby zwierzę mogło dostać się do rogu obfitości. Jest bardzo głodna, więc szybko powiększa swoje drobne ciało. Na ten posiłek długo czekała.

Uratowały Jelcyna

Anglicy nakręcili film o Borysie Jelcynie, któremu, w co nikt dzisiaj nie wątpi, pijawki przedłużyły życie. Prezydent Rosji cierpiał na niedomykalność zastawek serca, przeszedł sześć zawałów i je przeżył. Ten fakt musiał poruszyć kardiologów. Chcieli wiedzieć, czemu zawdzięczał tak niespotykaną siłę organizmu.

– Oglądałem ten film w brytyjskiej telewizji i stąd wiem, że oprócz codziennej transfuzji krwi, również każdego dnia przystawiane miał pijawki – opowiada dr Włodzimierz Berestowski, lekarz specjalizujący się w hirudoterapii (hirudo medicinalis – pijawka lekarska). W jego poznańskim gabinecie zawsze stoją w słoju żywe hodowlane pijawki. Dzisiaj z ich dobrodziejstwa korzysta Kazimierz Wrzosek. Przyszedł z miażdżycą tętnic, z bolącymi i opuchniętymi nogami, żylakami kończyn dolnych.

– Byłem tu już rok temu, bardzo mi pomogły, a ponieważ do lekarza od naczyń każą mi czekać rok, więc znów wróciłem się o pomoc do pijawek – opowiada pacjent, leżąc wygodnie i karmiąc swoją krwią dwa małe stworki przyczepione do łydek.

Będzie tak leżał 50 minut. Dr Berestowski nazywa swoją technikę przystawiania pijawek „miękką terapią”. W tym czasie zwierzę odda to wszystko, co jest potrzebne do leczenia. Nie ma sensu tego czasu przedłużać. Niektórzy jednak, jak wyjaśnia, stosują silne uderzenie. Wtedy pięć, dziesięć pijawek naraz posila się na ciele chorego, ale tylko przez kilka minut. Jeszcze inni terapeuci radzą, aby na jeden kilogram ciała przystawiać jedną pijawkę. W praktyce przy ciężkiej wadze może to być niewykonalne. A czy bezpieczne? Tego też nie wiadomo.

Pomogły polskiemu pilotowi

Dr Włodzimierz Berestowski jest bardzo powściągliwy, gdy mówi o właściwościach leczniczych pijawek.

– Proszę nie czytać tego, co można znaleźć na ten temat w internecie – ostrzega, chociaż i on czasami jest zaskoczony efektem. W prawdziwe w zdumienie wprawiło go wyleczenie ran podudzia 80-letniej kobiety. Były tak rozległe i głębokie, że groziła jej amputacja. Rodzina zrobiła już wszystko, co było dostępne w Europie. Z Wielkiej Brytanii sprowadzono nawet larwy much, ale zdołały jedynie oczyścić rozkładającą się tkankę. A pijawki poradziły sobie! Po dwóch miesiącach rany się zamknęły.

Równie spektakularny wyczyn mają na swoim koncie w leczeniu polskiego pilota, który przechodził szkolenie w Stanach Zjednoczonych. Jest członkiem elitarnej, wąskiej grupy pilotów, z których każdy jest na wagę złota. Z zakrzepicą żył wątrobowych nie miał szans na kontynuowanie trudnych lotów. Warszawski chirurg sięgnął po ostatnią deskę ratunku i przekazał pacjenta w ręce dr. Berestowskiego.

– Mieliśmy osiem spotkań, we wrześniu komisja oceni stan jego zdrowia – mówi hirudolog, który ufnie czeka na medyczną ekspertyzę.

Czym leczą?

To już wiadomo na pewno: rozpoznano, ale nie wszystkie zanalizowano, około 110 czynnych substancji nieobojętnych (czytaj: korzystnych) dla naszego zdrowia. Na razie tyle, bo pijawki ciągle dla badaczy stanowią do pewnego stopnia tajemnicę. Wszyscy – lekarze praktykujący i naukowcy – na pierwszym miejscu stawiają hirudynę, która jest dobrze poznana, działa podobnie jak heparyna dostępna na rynku w różnych postaciach. I hirudyna i heparyna powodują, że krew staje się bardziej płynna. Tak się dzieje z farbą, do której dolewa się rozcieńczalnika. Za jedne na równi ważne uważa się związki o działaniu przypominającym antybiotyki i takie, które blokują reakcje alergiczne.

Nazwy poszczególnych enzymów dla pacjentów są chemiczną zagadką, ale nie dla chemików i specjalistów. Co nam mówi APYRAZA? Nic, a lekarz wie, że zmniejsza lepkość krwi. EGLINA jest silnym środkiem przeciwzapalnym, antyutleniaczem oraz posiada takie właściwości, które dla chirurga urazowego są nieocenioną bronią w walce z ranami, krwiakami itp. Mało natomiast wiadomo o substancjach znieczulających, które, jak się przypuszcza, są tak skuteczne w likwidowaniu bólu, ponieważ pijawka dysponuje „hormonami szczęścia”, czyli ENDORFINAMI

Osobną grupę stanowią NEUROTRANSMITERY, które jak domyśla się każdy laik, odgrywają rolę w przepływie impulsów elektrycznych w komórkach nerwowych. Żaden z badaczy nie donosi, by to specyficzne działanie miało negatywny wpływ na organizm człowieka. Przeciwnie – można wysnuć wniosek, że jest to nieoceniony i niezbadany jeszcze do końca potencjał do wykorzystania w leczeniu depresji czy nawet schizofrenii. Absolutną ciekawostką jest natomiast antybiotyk o nazwie CHLOROMYCETYNA, ponieważ nie wytwarza go pijawka, lecz bytująca w jej organizmie… bakteria. W spotkaniu z tym silnym lekiem drżą ze strachu mikroby wywołujące tężec i zapalenie opon mózgowych, panoszące się w paskudnych wrzodach.

Urazy, zawały, transplantacja

Marek A, terapeuta hirudolog, który opowiadał o swoich doświadczeniach w TVP, powołał się na zachodnie badania, donoszące o pozytywnym wpływie pijawkowej śliny na męską potencję. Przyznał jednak, że nie ma własnych doświadczeń, więc, jak możemy się domyślać, nie przyjmuje panów z tymi problemami. Nie potwierdza tych doniesień także dr Włodzimierz Berestowski, który jest lekarzem i niezmiennie powtarza, że pijawki to nie panaceum na wszystkie choroby.

– Zakres mojego leczenia pijawkami obejmuje trudno gojące się rany, stopę cukrzycową, stany pooperacyjne, urazy (sportowe), krwiaki, miażdżycę… Każdego też informuję o przeciwwskazaniach, którymi są ciąża, anemia, hemofilia, stosowanie leków przeciwzakrzepowych – podkreśla ograniczenia hirudoterapii.

Źródłem wiarygodnych informacji i badań nad pijawkami jest między innymi BIO-GEN, jedyna polska firma, która na przemysłową skalę rozwinęła hodowlę lekarskich pijawek. Od niej dowiaduję się o skuteczności pijawek w leczeniu niektórych tików nerwowych, wrzodów śródbłonka jelit, jaskry (oczy). Pijawki likwidują stany towarzyszące uzależnionym od narkotyków i alkoholu, rozszerzają naczynia krwionośne, ograniczają uczucie bólu różnego pochodzenia. Zagraniczne doniesienia wymieniają ponad 200 chorób, na które mają leczniczy wpływ, jeżeli znajdą się w ręku doświadczonego hirudoterapeuty. Sprawdzają się w chorobach serca, nieprawidłowym ciśnieniu krwi, zatorze tętnic szyjnych, żylakach, astmie, w przewlekłym zapaleniu wątroby i trzustki, w chorobach układu immunologicznego. Nowe możliwości już dla siebie odkryli w pijawkach chirurdzy plastyczni, ginekolodzy, laryngolodzy i neurolodzy, transplantolodzy…

2010-08-10 13:53:48, aktualizacja: 2010-08-10 13:53:48


Warsztat Elemiah zajmuje się hirudoterapią: www.elemiah.pl

Masaż zwiększa odporność i zmniejsza agresję

Pod wpływem masażu zmienia działanie układu odpornościowego i hormonalnego się – informuje serwis EurekAlert.

Masaż nie tylko łagodzi stres, ale tez zmniejsza agresję i zwiększa odporność.

Zmiany zachodzące pod wpływem masażu zaobserwowali naukowcy z Cedars-Sinai Medical Center. Podobny efekt stwierdzano już wcześniej, ale podczas badań na mniejszych grupach – tym razem chodziło zaś o duża grupę zdrowych ochotników.
29 uczestnikom eksperymentu zaaplikowano 45 minut masażu szwedzkiego (dynamiczny masaż z głębokim uciskiem, bogaty w techniki takie jak głaskanie, rozcieranie, oklepywanie, wibracje czy „piłowanie”), a pozostałym 24 badanym – 45 minut lekkiego masażu dotykowego. Masażyści byli jednakowo wyszkoleni, aby wyniki dawały się porównywać.
Przed masażem uczestnikom badań założono do żył cewniki, by móc pobierać próbki krwi. Następnie leżeli oni spokojnie przez 30 minut, po czym pobrano próbki i przystąpiono do masażu. Po zakończeniu masażu ponownie pobierano krew.

Okazało się, że masaż szwedzki znacząco zwiększył poziom limfocytów – komórek odgrywających istotną rolę w reakcjach odpornościowych. Obniżył tez poziom wazopresyny (hormonu związanego z zachowaniem agresywnym) oraz kortyzolu (hormonu związanego ze stresem).
Jak podaje kierujący badaniami Mark Rapaport z Cedars Sinai, masaż jest bardzo popularny wśród Amerykanów – niemal co dziesiąty dorosły mieszkaniec tego kraju w ciągu ostatniego roku poddał się masażowi.

Źródło: Gazeta Wyborcza, wrzesień 2010.

ola, PAP, 14.09.2010, ostatnia Aktualizacja 13.09.2010 16:23